->

Trzy dni udręki ze strony teściowej i reakcja męża: ‘Oto twoje 15 tysięcy, mamo’

Udręka z teściową trwała trzy dni, a mąż podsumował wszystko jednym zdaniem

— Marinucho, już dotarliśmy! Nie masz pojęcia, jak bardzo Świetka i dzieci się ucieszyli, kiedy powiedziałam im o naszej działce! — mówiła z zapałem Walentyna Pietrownna, wyjmując z samochodu duże torby, podczas gdy z taksówki wysiadali dla Mariny nieznajomi ludzie.

Na progu Marina z zastygnięciem trzymała w rękach ręcznik. Właśnie rozwiesiła dziecięcą bieliznę i planowała podlać natkę pietruszki na grządkach, lecz teraz… Czterech obcych oraz teściowa patrzyli na nią z oczekiwaniem.

— Jakiż to niespodziewany gość — wymamrotała Marina, walcząc z narastającym lękiem. — Planujecie zostać długo?

— Tydzień! — odpowiedziała pełna energii Walentyna Pietrownna. — Poznaj siostrę Świetę z Saratowa, jej córkę Oksanę oraz wnuków — Kirjusz i Alina. Pomogą przy dzieciach! Razem raźniej!

Marina szybko przeliczyła zapasy w lodówce i oszacowała, ile razy będzie musiała zmieniać pościel. Dmitrij miał przyjechać dopiero w piątek wieczorem, a dziś był dopiero wtorek.

— Wchodźcie — wymusiła uśmiech. — Mieszkamy tutaj dość ciasno…

Delikatnie mówiąc, działka w Kratowie, którą z takim trudem odnaleźli i za którą wydali niemal wszystkie oszczędności, była niewielka — tylko dwie sypialnie i salon z kanapą. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie, gdzie miałoby się pomieścić dodatkowe cztery osoby.

Jakby czytając jej myśli, Walentyna Pietrownna machnęła ręką:

— Nie martw się! My z Świetą śpimy na kanapie w salonie, Oksana z dziećmi w sypialni. A twoje dzieci gdzie są? Babcia przyszła!

Pięcioletni Kostik i siedmioletnia Alisa wyłonili się zza rogu, ciekawie rozglądając się na nowych gości.

— Chodźcie, moje skarby! — rozpostarła ręce Walentyna Pietrownna, lecz wnuki wcale nie spieszyły się, by wpaść jej w objęcia. — Czemu jesteście takie nieśmiałe? Babcia przywiozła wam słodycze! I nowych przyjaciół do zabawy!

Po godzinie działka wyglądała jak dworzec kolejowy. Torby piętrzyły się w przedpokoju, a w kuchni Święta wydawała rozkazy, gdzie co ma się znaleźć. Dzieci biegały po podwórku wrzeszcząc jak opętane. Marina obierała warzywa na sałatkę, próbując ogarnąć całą sytuację.

— Walentyno Pietrownno — w końcu zdobyła się na odwagę — następnym razem mogłabyś uprzedzić o przyjeździe. Miałabym czas na przygotowania…

— Ach, Marinucho, nie przesadzaj! — odparła teściowa z uśmiechem. — Po co tu jakieś ceremonie? Przecież pomagam wam z działką! Dałam piętnaście tysięcy — to nie żart w dzisiejszych czasach!

Marina ugryzła się w język. Piętnaście tysięcy z 150 na sezon to wprawdzie wkład, ale nie pozwalał traktować działki jak własności.

— Nie martw się — Walentyna kontynuowała — zajmiemy się dziećmi, a ty odpoczniesz. Jestem przecież babcią, wiem, jak się nimi zająć!

Marina tylko kiwnęła głową, przypominając sobie poprzedni raz, gdy teściowa „zajmowała się” dziećmi — przeczytała książeczkę przez dokładnie piętnaście minut, a potem oddała je mamie, bo się „zmęczyła” i „nie wiedziała, czym jeszcze je zabawić”.

Zmęczona Marina przygotowała obiad dla dziewięciu osób, pościeliła łóżka, zorganizowała miejsca do spania, pozmywała naczynia i ułożyła czterech dzieci do snu. Tymczasem Walentyna Pietrownna i jej siostra, popijając herbatę na werandzie, omawiały krewnych.

— Wyobraź sobie, Święto, jak mi się powiodło z wnukami! — dochodziło do Mariny. — Zakręciłam im tutaj taką działkę, świeże powietrze, natura! Codziennie z nimi spędzam czas…

Marina zacisnęła zęby i ruszyła pod prysznic. Zimna woda trochę ostudziła jej gniew.

Następnego dnia rano otworzyła pustą lodówkę — goście urządzili późną kolację, gdy już poszła spać. Musiała natychmiast udać się do sklepu, dźwigać ciężkie torby i znów gotować dla całej gromady.

— Walentyno Pietrownno, — próbowała znów — może wy ze dziećmi pójdziecie na spacer, a ja posprzątam? Albo po prostu się z nimi pobawicie?

— Och, Marinucho, mam podwyższone ciśnienie — odparła natychmiast teściowa. — I co ja z nimi zrobię? Ty jesteś mamą, ty lepiej wiesz. A my ze Świętą pójdziemy oglądać fotoalbumy.

Po południu Marina ledwo trzymała się na nogach. Dzieci kłóciły się o zabawki, goście rzucali swoje rzeczy po całym domu, a teściowa z siostrą domagały się „czegoś pysznego do herbaty”.

— Nie rozumiem, dlaczego jesteś taka nerwowa — zauważyła Walentyna Pietrownna, gdy Marina kolejny raz prosiła dzieci, by nie biegały z jedzeniem po domu. — W twoim wieku pracowałam, wychowywałam dzieci i pomagałam własnej teściowej. A ty tylko siedzisz z maluchami i nawet wtedy się denerwujesz!

Marina prawie się zakrztusiła oburzeniem. Jej „siedzenie z dziećmi” obejmowało zdalną pracę jako redaktorka, którą starała się wykonywać nocami, gdy wszyscy zasypiali.

Kiedy w piątek wieczorem przyjechał Dmitrij, Marina przypominała wyciśniętą cytrynę. Od razu zauważył jej zmęczenie, lecz nie okazał tego — przywitał się z mamą i jej gośćmi, pobawił z dziećmi i dopiero wtedy odprowadził żonę na bok.

— Co się stało? — zapytał cicho.

— Twoja mama przyjechała z rodziną, bez uprzedzenia, na tydzień — westchnęła Marina. — Od trzech dni gotuję, sprzątam, zajmuję się obcymi dziećmi, a ona wszystkim opowiada, jak „zorganizowała nam działkę” i „spędza czas z wnukami”.

Dmitrij zmarszczył brwi:

— Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie?

— I co byś zrobił? Przyjechał w środku tygodnia i wyrzucił mamę?

Odparł z westchnieniem:

— Nie, oczywiście że nie. Ale na pewno byśmy coś wymyślili.

Wieczorem, gdy dzieci poszły spać, a goście oglądali telewizję, Dmitrij wyciągnął matkę na werandę.

— Mamo, musimy porozmawiać — zaczął.

— Oczywiście, synku! — rozpromieniła się Walentyna Pietrownna. — Dobrze, że przyjechałeś! Marina ostatnio strasznie zdenerwowana, nie radzi sobie z dziećmi. Na szczęście ja się nimi zajmuję!

Dmitrij spojrzał uważnie na matkę:

— Mamo, kiedy ostatnio spędziłaś z wnukami więcej niż piętnaście minut sam na sam?

Teściowa zbiła się z tropu:

— Co to znaczy „sam na sam”? Przecież jestem z nimi cały czas!

— Nie, mamo — odparł Dmitrij. — Jesteś cały czas obok, ale nie z nimi. Nie bawisz się, nie czytasz, nie spacerujesz. Jesteś jedynie obecna i wskazujesz Marinie, co robi źle.

— Dima! Jak możesz! W końcu pomagam wam z działką!

— Piętnaście tysięcy, mamo. To dziesiąta część kosztów. I nie daje prawa przywozić tu wszystkich krewnych bez zapowiedzi.

Wyjął portfel i podał pieniądze:

— Oto twoje piętnaście tysięcy, mamo. Jesteśmy wdzięczni za pomoc, ale dalej damy sobie radę sami.

Teściowa zbledła:

— Wyrzucasz mnie? Własną matkę?

— Nie, mamo. Proszę tylko o szacunek dla naszego domu. Zawsze możesz przyjechać sama, po uprzednim powiadomieniu. Ale nie z całą rodziną, którą nawet nie znamy.

Walentyna Pietrownna zacisnęła usta:

— To wszystko to Marina cię nastraszyła! Nigdy bym nie pomyślała, że mój syn…

— Mamo — przerwał jej Dmitrij — to nie Marina, to ja tak postanowiłem. Bo widzę, co się dzieje.

Następnego ranka Walentyna Pietrownna i jej goście wyjechali. Atmosfera była napięta, teściowa nie zwracała uwagi na Marinę i chłodno pożegnała się z synem.

Marina myślała, że to koniec historii, ale po trzech dniach teściowa znów pojawiła się na progu — tym razem z starszą kobietą.

— Poznajcie Ninę Wasiliewnę, kuzynkę z Riazania — oznajmiła tak, jakby nic się nie stało. — Obiecałam jej wypoczynek na działce z wnukami!

Marina patrzyła na teściową w milczeniu, nie wierząc własnym oczom. Na szczęście Dmitrij wziął urlop i był w domu.

— Mamo — powiedział stanowczo — przecież się umówiliśmy.

— O czym? — zdziwiła się teściowa. — Przecież przyjechałam sama, jak prosiłeś! A Nina Wasiliewna to prawie ja, znamy się od dziecka!

— Mamo, nie — Dmitrij nie ustępował. — Nie możemy przyjąć gości. Mamy własne plany.

— Jakie plany? — zdenerwowała się Walentyna Pietrownna. — Jak to możliwe, że tak traktujecie starszych? Obiecałam Ninie Wasiliewnie!

— To twoja obietnica, nie nasza.

Teściowa zaczerwieniła się:

— To tak? Wyrzucacie własną matkę z progu? Dobrze, nie oczekuj ode mnie już niczego! Ani grosza nie dostaniesz!

Odwróciła się i ciągnęła zdezorientowaną Ninę Wasiliewnę do taksówki.

Do końca lata Walentyna Pietrownna nie dawała znaku życia. Marina czuła się winna, choć rozumiała, że postąpili słusznie.

We wrześniu, po powrocie do Moskwy, Dmitrij zadzwonił do matki:

— Mamo, chcielibyśmy zaprosić cię na urodziny Alisy w następną sobotę.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Mamo?

— Pomyślę — odpowiedziała w końcu Walentyna Pietrownna. — Nie wiem, czy znajdę czas.

— Mamo — westchnął Dmitrij — nie bądź taka. Dzieci tęsknią za babcią.

— Naprawdę? — w jej głosie pojawiła się nadzieja.

— Naprawdę. Ale musimy ustalić zasady.

— Jakie zasady?

— Możesz spotykać się z wnukami w naszej obecności. Bez obcych osób i po wcześniejszym powiadomieniu.

Teściowa przez chwilę milczała:

— To wszystko?

— Nie. Chcemy, byś naprawdę spędzała z nimi czas, a nie tylko siedziała obok i rozkazywała Marinie.

— Nie umiem — nagle cicho wyznała Walentyna Pietrownna. — Nie wiem, o czym z nimi rozmawiać, w co się bawić. Boję się popełnić błąd.

Dmitrij zdziwił się szczerością:

— Mamo, nikt nie rodzi się z umiejętnością rozmowy z dziećmi. Trzeba się tego nauczyć. My z Mariną też nie nauczyliśmy się od razu.

— Myślisz, że dam radę?

— Jestem przekonany. Zaczniemy od małych kroków — przyjdź w sobotę i pomóż Marinie podczas przyjęcia. Tylko ty i ja, bez pomocy innych.

W sobotę Walentyna Pietrownna przyszła z prezentem dla Alisy i bukietem dla Mariny. Wyglądała niepewnie, lecz starała się.

— Upiekłam tort — powiedziała, przekazując pudło. — Sama, według starego przepisu.

Marina się uśmiechnęła:

— Dziękujemy. Dzieci będą szczęśliwe.

Przyjęcie przebiegło dobrze. Teściowa naprawdę się starała — pomagała nakrywać do stołu, grała z dziećmi w gry planszowe, a nawet opowiedziała kilka historii ze swojego dzieciństwa, które zainteresowały nie tylko wnuki, lecz również Marinę.

Po odejściu gości i ułożeniu dzieci do snu, Walentyna Pietrownna została pomóc posprzątać.

— Wiesz — powiedziała do Mariny — zawsze myślałam, że bycie babcią to po prostu dawanie pieniędzy i okazjonalne wizyty. Moja własna teściowa tak robiła.

Marina milczała, nadal wkładając naczynia do zmywarki.

— Ale dziś zrozumiałam, że to coś innego — kontynuowała teściowa. — To relacje. Z dziećmi, z wami. Dużo straciłam, prawda?

Marina obróciła się do niej:

— Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa.

— Naprawdę tak myślisz? — w oczach Walentyny Pietrownny pojawiła się iskra nadziei.

— Tak. Dzieci szybko przebaczają i zapominają krzywdy. Najważniejsze, by być szczerym.

Teściowa skinęła głową:

— Postaram się. Tylko… daj znać, jeśli coś zrobię źle?

— Oczywiście — uśmiechnęła się Marina.

Kiedy Dmitrij odprowadzał matkę na metro, nagle zapytała:

— Czy na przyszłe lato znów wynajmiecie działkę?

Dmitrij spięty:

— Może. A co?

— Nic — szybko odpowiedziała Walentyna Pietrownna. — Po prostu zapytałam.

Doszli do metra w ciszy. Tuż przy wejściu teściowa objęła syna:

— Dziękuję, że się ode mnie nie odwróciłeś. Postaram się być lepsza.

Dmitrij odwzajemnił uścisk:

— My też się postaramy, mamo.

W domu Marina zapytała:

— No to jak?

— W porządku — wzruszył ramionami Dmitrij. — Pytała o działkę na kolejny rok.

Marina westchnęła:

— Myślisz, że wszystko się powtórzy?

— Nie wiem — odpowiedział szczerze. — Ale tym razem będziemy przygotowani. Zasady są już ustalone.

— Wiesz — powiedziała zamyślona Marina — wydaje mi się, że ona naprawdę nie rozumiała, co robi źle. Dla niej to normalne — rządzić i wydawać polecenia.

— Możliwe — zgodził się Dmitrij. — Ale teraz zna granice.

— Zobaczymy — uśmiechnęła się Marina. — W końcu to twoja matka i babcia naszych dzieci. Znajdziemy sposób, by żyć w zgodzie.

Podsumowując, historia ta obrazuje, jak skomplikowane i pełne wyzwań mogą być relacje rodzinne, zwłaszcza gdy pod jednym dachem spotykają się różne pokolenia. Pokazuje także, że szczera rozmowa, ustalenie jasnych granic i wzajemny szacunek są kluczowe dla utrzymania harmonii w rodzinie. Czasem konieczne jest postawienie wyraźnych zasad, które chronią prywatność i zapewniają komfort wszystkim jej członkom.