Historia pełna przełomowych momentów
Artem stał przy wielkim oknie, obserwując powoli gasnące barwy jesiennego dnia. Jego dłonie zaciskały się na chłodnym plastiku parapetu, szukając oparcia w świecie, który w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin całkowicie się odmienił. Po głębokim oddechu wyprostował ramiona i wkroczył do sali, gdzie czekała na niego jego córka. Zza drzwi dobiegał cichy, lecz wytrwały szept dziewczynki, który ściskał mu serce.
– Tato, jesteś tutaj? Czuję, że jesteś blisko. –
Przekroczył próg, a na jego twarzy pojawił się najdelikatniejszy, pełen otuchy uśmiech, jaki tylko potrafił okazać.
– Jestem tutaj, skarbie. Tuż obok. Wszystkie strachy to już przeszłość. Teraz będzie dobrze, obiecuję. –
Lena leżała na śnieżnobiałej poduszce, jej delikatnej sylwetce dodatkowo szkodziła szpitalna leżanka. Jednak w oczach, zmęczonych niekończącymi się zabiegami, palił się płomyczek życia, którego Artem dawno nie dostrzegał.
– Naprawdę, tato? Czy może teraz naprawdę żyć jak inni? Chodzić do kina, spędzać czas z przyjaciółmi, nie martwiąc się co chwila o lekarstwa? – z jej szeptu wyłaniała się nieśmiała, niemal niewierząca nadzieja.
Artem usiadł na brzegu łóżka, delikatnie chwytając jej zimną dłonią w swoje ciepłe palce.
– Oczywiście, córeczko, dasz radę. Będziesz musiała przez jakiś czas być ostrożna i stosować się do zaleceń lekarzy, ale poradzisz sobie ze wszystkim. Jesteś najsilniejsza pod słońcem. Zawsze wierzyłem w ciebie. –
Powstrzymanie zalewu emocji było dla niego ogromnym wyzwaniem. Łzy zbliżały się do krtani, lecz nie mógł pozwolić sobie na słabość przy córce. Był jej solidnym oparciem przez wszystkie lata, mimo że sam był wyczerpany. Ich życie, od chwili narodzin dziewczynki, była serią trudnych prób.
Problemy zdrowotne Leny pojawiły się już na bardzo wczesnym etapie jej życia. Czy to skutek komplikacji w czasie ciąży, czy może nieprzewidziany, bolesny los? Każdego roku dziewczynka spędzała tygodnie, a nierzadko i miesiące w szpitalach. Artem wrył w pamięć momenty, gdy jego maleńka, bezradna córka płakała z bólu, a on jedynie mógł trzymać ją za rękę, czując bezsilność.
Gdy Lena miała dwanaście lat, jej mama, Irina, nie wytrzymała psychicznego obciążenia. Odeszła, zostawiając krótkie pożegnalne listy, w których pisała, że nie marzyła o takiej egzystencji, pełnej lęku i długich korytarzy szpitalnych. Choć Artem rozumiał jej słabość, w głębi serca poczuł ulgę. Ich małżeństwo nigdy nie było oparte na prawdziwej miłości, a raczej na pozorze stabilności i wygody.
„Dziękuję, panie doktorze, za to, że dał mi córkę na nowo. Jestem wam niezmiernie wdzięczny.” – powiedział z drżącym głosem Artem, opuszczając salę.
Lekarz, dojrzały mężczyzna o mądrych, choć zmęczonych oczach, obdarzył go ciepłym uśmiechem.
– Artemie Wiktorowiczu, sam nie mogę uwierzyć w ten łańcuch zdarzeń. Szukaliśmy odpowiedniego dawcy prawie trzy lata. A potem jakimś cudem pojawiła się idealna zgodność. To prawdziwy cud, na który niewielu wierzyło. –
Artem wspomniał wcześniej lata beznadziei. Trzy lata temu, gdy stan Leny gwałtownie się pogorszył, ich dom niemalże stał się przedłużeniem szpitala, z nieustannymi wizytami pielęgniarek i aparaturą medyczną. Tylko dzięki środkom finansowym Artema udało się utrzymać ten trudny rytm.
- Oferty specjalistyczne były liczne, lecz brakowało odpowiedniego dawcy.
- Kwoty przeznaczone na leczenie sięgały ogromnych sum.
- Wysiłki poszukiwań nieustannie napotykały na ścianę braku zgodności genetycznej.
– To nie kwestia pieniędzy, panie Artemie Wiktorowiczu – tłumaczyli. – Niestety, nie możemy znaleźć odpowiedniego dawcy. –
Chociaż rozumiał to logicznie, jego serce nie chciało się z tą prawdą pogodzić. Aż wreszcie, zaledwie trzy dni temu, odebrał telefon z informacją, że znaleziono dawcę z idealną zgodnością. Było to tak nieoczekiwane, jak cud.
– Doktorze, chciałbym osobiście podziękować tej młodej kobiecie. Pragnę jej coś przekazać, pomóc – zawołał ostrożnie Artem. – To wyjątkowy gest, nie każdy potrafi się na coś takiego odważyć. –
Igor Siergiejewicz, lekarz, spojrzał na niego uważnie z lekkim smutkiem w oczach.
– Sytuacja jest bardzo delikatna – wyjaśnił. – Ta dziewczyna zdecydowała się oddać nerkę, by ocalić swoją matkę. Sama musi przejść skomplikowaną operację serca, bez której rokowania są złe. Mieszkają skromnie i nie zgromadzili jeszcze pełnej sumy. Matka nie wie, że córka jest dawcą – myśli, że na leczenie dostała środki z fundacji charytatywnej. Życie pisze czasem scenariusze, w które trudno uwierzyć nawet na ekranie. –
– Rozumiem – odparł Artem. – Chcę być obecny, przynieść coś dla niej i jej mamy. Może to nie tylko wsparcie finansowe, ale także towarzyszenie i porady. –
Igor Siergiejewicz uśmiechnął się trochę smutno.
– Najpierw spotkaj się z Marią, a potem zdecydujemy, co dalej. Ta historia ma zapewne wiele ukrytych wątków. Jednak mogę się mylić. –
Doktor ruszył korytarzem, a Artem patrzył za nim, czując mieszankę niepokoju i ciekawości. W powietrzu wisiała ważna niedopowiedzenie.
W oczekiwaniu Artem zebrał informacje o okresie rekonwalescencji dawcy, chcąc być gotowym i pomóc najlepiej, jak potrafi. Być może będzie to także pomoc dla matki Marii, aby właściwie opiekowała się córką. Myśli ciągle krążyły bez ładu i składu.
W końcu zaproszono go do sali. Igor Siergiejewicz czekał przed drzwiami z poważnym wyrazem twarzy.
– Jesteś gotowy, Artemie Wiktorowiczu? – zapytał.
Artem odetchnął z mieszanką nerwowości i uśmiechu.
– Mówisz tak, jakby za drzwiami miało się wydarzyć coś znacznie ważniejszego niż zwykłe spotkanie. Jakby czekała tam jakaś tajemnica do odkrycia. –
Lekarz westchnął.
– Życie potrafi zaskoczyć tak, że żadna powieść nie podołałaby wyzwaniu. Bądź przygotowany na wszystko. Na absolutnie wszystko. –
Po cichu przemierzyli korytarz. Igor przez chwilę zatrzymał się przy drzwiach, kątem oka ocenił Artema, sprawdzając jego determinację, po czym delikatnie je otworzył.
– Dzień dobry, Mario. Jak się czujesz? – zatroskanym tonem zapytał doktor.
Leżąca na łóżku dziewczyna powoli odwróciła głowę w ich stronę. Mimo bladej cery wyglądała spokojnie.
– Witaj, Igorze Siergiejewiczu. W sumie nie najgorzej. A jak z Leną? Wszystko w porządku? –
– Stan jej jest bardzo dobry jak na tę sytuację. Najgorsze za nami. Przyszedł do ciebie ktoś, kto chce ci bardzo podziękować. –
Doktor zrobił krok w tył, a Artem wszedł do środka. Na widok dziewczyny jego torba z owocami i sokami wypuściła się z rąk i upadła cicho na podłogę. Stanął nieruchomo, nie mogąc oderwać wzroku. To była jego córka? Nie, choć podobieństwo było uderzające – podobne duże, szare oczy, kształt ust i charakterystyczne dołeczki na policzkach.
– Co to…? – wyszeptał, zwracając się bardziej do lekarza niż do dziewczyny. – Jakaś pomyłka? –
Igor Siergiejewicz położył palec na ustach, prosząc o ciszę.
– Panie Artemie Wiktorowiczu, proszę mówić ciszej. To przecież szpital. Sytuacja jest wyjątkowa. Przyznaję, sam byłem zaskoczony, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ich dane, a później na żywo. Natura potrafi zaskakiwać w niepojęty sposób. –
Artem podniósł torbę i niepewnym krokiem podszedł do dziewczyny.
– Dzień dobry. Nazywam się Artem, Artem Wiktorowicz. –
Maria patrzyła na niego z zaciekawieniem i niedowierzaniem.
– Witam. Jestem Maria. –
Im bliżej stał, tym bardziej uświadamiał sobie niezbity fakt: Maria i Lena były niemal identyczne. Sama Maria wydawała się dostrzegać, że to podobieństwo nie było przypadkowe.
– Przepraszam, ale… nic nie rozumiem. Ktoś z nas przypomina drugiego. Ja ciebie? A może ty mnie? – zapytała ściszonym głosem. –
– Maria, jesteś zdumiewająco podobna do mojej córki Leny – zaczął ostrożnie Artem, który w jego głowie roiły się dzikie teorie. – Mam na myśli, czy mogły być one bliźniaczkami? Jesteś trochę starsza… Ile masz lat? –
– Jutro kończę dwadzieścia jeden lat, a Twoja Lena, jeżeli dobrze pamiętam z dokumentów, osiemnaście. Mam nadzieję, że jak tylko się zregenerujemy, będę miała możliwość ją poznać. Zaciekawiła mnie. –
Artem ocierał czoło, próbując jasno pomyśleć. Cała sytuacja była wyjątkowo zagmatwana i niemal niesamowita.
- Spotkanie dwóch niespokrewnionych osób o identycznym wyglądzie.
- Konieczność odkrycia prawdy o ich pochodzeniu.
- Perspektywa, że Maria mogła być bratnią duszą lub nawet bliźniakiem Leny.
– Na razie zostawmy te zagadki – zasugerował, podając jej torbę z darami. – Przyniosłem owoce i soki. Może się przydadzą. –
Igor Siergiejewicz uprzejmie ułożył na stoliku przy łóżku kilka jabłek i sok.
– Niestety, reszta jest na razie zabroniona. Konieczna jest dieta. –
– Mogę przekazać trochę rzeczy Twojej mamie? – zaproponował Artem, zwracając się do Marii. – Wiem z rozmowy z doktorem, że jest w trudnej sytuacji. –
Na jej twarzy pojawił się cień smutku.
– Proszę, nie mówcie jej, że jestem tutaj. Nie wolno jej się niepokoić. Operacja odbędzie się za tydzień. Może po niej… – niedokończyła.
Artem wstał, skinął głową i skierował się do drzwi, ale jeszcze raz się odwrócił.
– Dziękuję, Mario. Nie zdajesz sobie sprawy, co zrobiłaś. To najbardziej przerażające uczucie widzieć cierpienie dziecka i nie móc nic zrobić. Dałaś jej życie, a mnie – nadzieję. –
Maria odwróciła się w stronę ściany, potrzebując chwili samotności. Artem wyszedł na korytarz z głową pełną chaotycznych myśli. Wspomnienia odległych lat i obecne fakty mieszały się w jego umyśle.
– Igorze Siergiejewiczu – zwrócił się cicho do lekarza, kiedy ten nim wyszedł. – Czy mógłby mnie pan zaprowadzić do matki Marii? Muszę ją zobaczyć. –
Doktor skinął głową i ruszyli razem w innym kierunku. Z każdym krokiem serce Artema biło coraz mocniej, a w uszach dudniło jakby burzący się bęben.
Stali przed drzwiami sali. Igor otworzył je po krótkim wymianie spojrzeń i Artem zobaczył kobietę stojącą przy oknie tyłem do nich.
– Pani Svetlano, już panie chodzą? Świetnie, ale proszę nie przesadzać. –
Kobieta obróciła się powoli. W tym momencie czas zdawał się zatrzymać.
– Doktorze, nie mogę cały czas leżeć. Te ściany doprowadzą mnie do szaleństwa – zaczęła, by nagle przerwać, widząc Artema w drzwiach. Jej twarz zbielała. – Artem? Jak to możliwe, że ty tu jesteś? Jak mnie odnalazłeś? –
Artem zrobił krok naprzód, czując słabość w nogach.
– Svieta… usłyszałem to imię w szpitalu. Moja córka tu się leczy. – Wyznał z trudem.
Kobieta usiadła powoli na krześle przy łóżku; Artem z ulgą zauważył, że jej panieńskie nazwisko się nie zmieniło, co oznaczało, że nie wyszła za mąż.
Kiedy opuścili pokój, Artem dosłownie osunął się na ławkę na korytarzu. Igor podał mu szklankę chłodnej wody.
– Nie spodziewałem się… niczego podobnego – powtarzał, ściskając naczynie drżącymi palcami. – Więc Maria… ona… –
– Teraz wszystko w twoich rękach, Artemie Wiktorowiczu – rzekł cicho lekarz. – Gdybym był na twoim miejscu, zdecydowałbym się na absolutną szczerość. Prawda kiedyś się ujawni, a im dłużej ją ukrywać, tym większy ból dozna każdy, zwłaszcza twoje córki. –
Igor przygotowywał się do odejścia, ale Artem zatrzymał go pytaniem.
– Dlaczego operacja Svetlany jest tak długo odkładana? Jaki jest powód? –
– Brak wyspecjalizowanego specjalisty do tak wymagającej procedury. Czekamy na profesora z zagranicy, który ma przyjechać za miesiąc. –
– Czy nie można przyspieszyć jego przyjazdu albo odesłać Svetlany tam? –
– To kwestia ogromnych kosztów. Mimo to są dwie kliniki, gdzie ta operacja jest wykonywana na najwyższym poziomie z minimalnym ryzykiem. –
Artem podniósł się z determinacją, w oczach pojawił się dawny płomień.
– Zorganizujcie operację w najlepszej klinice. Natychmiast, już dziś. Koszty nie mają znaczenia. Biorę wszystko na siebie. –
Po zdobyciu potrzebnych dokumentów, Artem skierował się do pokoju Leny, świadom, że musi już przestać ukrywać prawdę.
– Lenko, musimy porozmawiać poważnie. Muszę ci coś wyznać. Nie wiem, jak zareagujesz, ale dłużej nie potrafię milczeć. Nasze życie już się nie odwróci. –
Lena spojrzała na niego z troską, wyczuwając poważny ton w jego głosie.
– Tato, straszysz mnie. Co się stało? Czy to coś z operacją? –
– Nie, wszystko z operacją jest w porządku. Chodzi o coś innego. – Usiadł obok i wziął jej dłoń. – Kochanie, zanim poznałeś swoją mamę i przed tym wszystkim… kochałem inną kobietę. Bardzo mocno. Nazywała się Svetlana. Dla niej najważniejsza była rodzina i miłość. A ja… byłem wtedy młody i naiwny, myślałem, że liczy się kariera i sukces. Powiedziałem jej, że się nie pasujemy. To był mój największy błąd. –
Zebrał się na odwagę, aby kontynuować.
– Dziś spotkałem dziewczynę, która została twoim dawcą. Ma na imię Maria. Kiedy ją zobaczyłem, zamarło mi serce. Jest twoim niemalże dokładnym odbiciem, tylko trochę starsza. –
Lena patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w których stopniowo rodziło się zrozumienie.
– Tato… Chcesz powiedzieć, że Maria jest twoją córką? Od tej samej Svetlany? –
Artem potwierdził skinieniem głowy, nie mogąc znaleźć słów.
– Tak, Lenko. I zgodziła się być dawcą, by ratować swoją mamę. Kobietę, którą kiedyś kochałem i którą niesprawiedliwie opuściłem. –
Córka milczała długo, wpatrując się w ciemniejące niebo za oknem. Potem powoli odwróciła twarz do ojca, a w jej oczach nie było gniewu, lecz dojrzały smutek.
– Tato, a ona… Maria… wie o tobie? Kto jesteś? – zapytała cicho.
– Nie, na razie nie. –
– Ale musi wiedzieć… ma prawo cię nienawidzić – wyszeptała. – A jeśli dowie się, że to ty zapłaciłeś za operację jej mamy? Może pomyśleć, że próbujesz się wykupić. –
– Zaczekaj, córko. Co czujesz? Co cię najbardziej martwi? – zapytał delikatnie Artem.
– Nie wiem… Jest dla mnie dziwne mieć prawdziwą siostrę. – Lena spróbowała się unieść, zanagliła z bólu, ale kontynuowała. – Tato, musisz im pomóc. I musisz im powiedzieć prawdę. Marii i Svetlanie. To będzie uczciwe. Tylko tak. –
– Lenko, zostań leżąca, nie ruszaj się – poprosił.
W tym momencie do pokoju wszedł Igor Siergiejewicz.
– Artemie Wiktorowiczu, mógłbym na chwilę z tobą porozmawiać? – zapytał.
Na korytarzu lekarz przekazał niesamowitą wiadomość.
– Klinika jest gotowa przyjąć Svetlanę dziś. Operację można wykonać jutro rano. Wszystkie dokumenty są przygotowane. –
– Ile to będzie kosztowało? – odruchowo zapytał Artem.
Usłyszawszy sumę, bez zastanowienia sięgnął po telefon i natychmiast zadzwonił do asystenta.
– Aleksandrze, dziś nadejdzie rachunek z Europejskiej Kliniki Kardiochirurgii. Proszę o natychmiastową płatność, bez zwłoki. –
Odłożył słuchawkę i zwrócił się do lekarza.
– Prześlij rachunek. Proszę również o zorganizowanie transportu. Chcę, aby wszystko odbyło się na najwyższym poziomie. –
Cały dzień Artem spędził przy łóżku Leny. Wieczorem dziewczyna zebrała się na odwagę, spojrzała na niego i cicho powiedziała:
– Tato, idź. Porozmawiaj z Marią. Ona też jest twoją córką. Ja zaczekam. Chciałabym, żebyśmy się poznały i mogły leżeć tu razem, w jednym pokoju, rozmawiać. Sama chcę jej podziękować. Nie tylko za nerkę, ale za wszystko. –
Artem próbował powstrzymać łzy. Jego córka okazała się mądrzejsza i odważniejsza niż on sam.
Skinął głową i wyszedł.
Przy sali Marii zapukał i wszedł. Dziewczyna spoglądała w sufit, ale na jego widok odwróciła głowę.
– To ty opłaciłeś operację mojej mamy? – zapytała cicho.
Artem milcząco skinął głową, usiadł na krześle przy łóżku z opuszczoną głową. Nie wiedział, od czego zacząć, jak przeprosić za lata milczenia i jak wytłumaczyć niewytłumaczalne.
Lecz to Maria zaczęła mówić, spokojnym i zaskakująco opanowanym głosem.
– Ty jesteś moim ojcem, prawda? –
Artem podniósł na nią wzrok i znów bez słowa przytaknął. Dostrzegł, jak intensywnie ją obserwuje, szukając w jego rysach czegoś znajomego.
– Nie wiedziałem o tobie, Mario. Przysięgam, nie wiedziałem. Gdybym wiedział… – jego głos się załamał.
Maria powoli uśmiechnęła się delikatnie.
– Nie czuję do ciebie nienawiści. Rozumiesz? Czuję wdzięczność za szansę dla mojej mamy. I dziwne szczęście, że mogłam pomóc siostrze. Jeśli myślisz, że będę krzyczeć albo cię obwiniać, to się mylisz. Życie jest zbyt skomplikowane, by tracić energię na gniew. –
Tamtej nocy szpital wypełnił się cichym ruchem. Za zgodą rodziny pacjentek obie przeniesiono do jednego większego pokoju. Lena, wciąż słaba, zostawiła swój łóżkowy świat, by dołączyć do Marii. Ich pierwsze spotkanie nie było wybuchem emocji, lecz długim milczącym spojrzeniem, po którym ich dłonie same odnalazły się na kołdrze, splatając palce. Dyżurujące pielęgniarki nie kryły łez, nikt nie odważył się ich rozdzielić.
Gdy już zapanował spokój, do sali wszedł Igor ze szczerym uśmiechem.
– Gratulacje wszystkim. Operacja Svetlany zakończyła się sukcesem. Profesor potwierdza, że wszystko poszło idealnie, i co najważniejsze – odbyła się w porę. Odrobina zwłoki mogłaby mieć nieodwracalne skutki. –
Minęły dwa lata. Te lata zmieniły życie wszystkich bohaterów tej historii.
– Svieto, kochanie, uspokój się, oddychaj głęboko, pamiętaj o sercu – mówił Artem, obejmując żonę ramionami.
Stali w przytulnym salonie swojego domu, przygotowując się do wspaniałej uroczystości.
– Jak tu się nie denerwować, Artemie! Jedna córka wychodzi za mąż, druga ma pierwszą poważną randkę i przyprowadzi chłopaka na wesele, a do tego takie wieści! Głowa mi się kręci! –
Artem zawiesił wzrok na podekscytowanej twarzy żony.
– Sveto, jakie to wieści? O czym mówisz? –
Svetlana uśmiechnęła się do jego zakłopotania i przytuliła się do niego.
– Maksim i Maria złożyli wniosek do USC. Będą mieli dziecko. Niedługo. A Maria ma zaledwie dwadzieścia trzy lata… –
Artem powoli usiadł na kanapie, oszołomiony wiadomością.
– Kiedy to się stało? Jak to… się wydarzyło? – mamrotał zaskoczony.
Svetlana usiadła obok i ujęła jego rękę.
– Dzieci dorastają, Artem. Żyją własnym życiem. Niedługo zostaniemy babcią i dziadkiem. Nie martw się tak. To szczęście. Życie toczy się dalej. –
Artem wziął głęboki oddech i na twarzy pojawił się powolny, szczęśliwy uśmiech. Przytulił żonę mocno do siebie.
– No to jesteśmy przyszłymi dziadkami. Najlepszymi na świecie, prawda? –
Svetlana wtuliła się w niego, zamykając oczy. Przypomniał jej się dzień, kiedy po latach rozłąki zobaczyła go w szpitalu. Jej serce ściśnięte było nie tylko chorobą, lecz także obawą, że Artem pomyśli, iż przez te wszystkie lata ukrywała przed nim córkę z powodów finansowych. Jednak on pozostał tym samym, kochającym i oddanym mężczyzną, gotowym na wszystko dla swoich bliskich. Po latach ich uczucie nie zgasło, a jedynie nabrało nowej, silniejszej barwy. Jak stary dąb, który wypuścił świeże korzenie. To nie był przypadek – to był przeznaczenie. –