«Jesteś winna»
Kiedy Senya pakował swoją walizkę, robił taki hałas w mieszkaniu, że nawet sąsiad po drugiej stronie ściany mógł go usłyszeć. Rzucił swoją kurtkę na podłogę, potem dramatycznie ją podniósł, zatrzasnął drzwi od szafy i tak mocno szarpnął uchwyt walizki, że koła prawie odpadły.
„Przynajmniej zareaguj trochę,” nie wytrzymał, patrząc na Verę, która akurat czyściła kuchenkę. Przyszedł specjalnie do kuchni, żeby żona mogła zobaczyć, jak pakuje swoje rzeczy.
„Chciałeś coś?” odpowiedziała spokojnie, nie odwracając się.
Oczekiwał histerii. Żeby płakała, błagała go, by został, i przyczepiła się do niego z frazami typu „Potrzebuję cię.” Tak postępują normalne porzucone żony. Ale ona—ona wyglądała, jakby czekała, aż wyjdzie jak najszybciej.
„Wiesz, to twoja wina,” powiedział, przechodząc wokół niej i ustawiając się w taki sposób, żeby spojrzała na niego. „Stałaś się zimna. Zawsze zmęczona, bez kobiecości. Ciągle mówisz o domu, dzieciach, twojej matce. A ja—zginąłem w tym wszystkim.”
„To wyjdź, skoro cię to duszy,” powiedziała krótko Vera, odkładając szmatkę.
Senya był niezadowolony z jej reakcji. Nie było łez, nie było wyrzutów, tylko spokój. Mieszkał z nową kobietą, Katią, od dwóch tygodni i wyobrażał sobie Verę, błąkającą się po domu, smutną i złamaną. Ale ona nie była taka. Jakby jej to nie obchodziło.
„A ty po prostu pozwalasz mi odejść tak?” krzyknął. „Spędziłem z tobą dwanaście lat! Mamy dwoje dzieci!”
„Zostaną ze mną,” powiedziała Vera, zdejmując gumowe rękawice i wyrzucając je do kosza, jakby razem z nimi wyrzucała wszystko z ostatnich dwunastu lat. „A ty idź. Wydaje się, że jesteś szczęśliwszy z Katią.”
Senya nagle chciał chwycić talerz, rozbić go o podłogę, ale bał się wyglądać na żałosnego. Zamiast tego chwycił walizkę, którą zapomniał zamknąć, głośno przeklął, gdy jego rzeczy wysypały się na podłogę, i wyszedł. Pospieszył z mieszkania, trzaskając drzwiami. Klasyczny ruch.
Na klatce schodowej Senya poczuł, jak jego złość wypełnia całe ciało. Odchodził z awanturą, chcąc upokorzyć ją, kobietę, która się zestarzała i już nie była taka jak kiedyś. Liczył na histerię, żeby później opowiedzieć kolegom, jak jego była żona płakała i przyczepiła się do jego spodni, pytając, „Gdzie pójdzie z dwojgiem dzieci?”
Ale zamiast tego dostał spokojne „idź.”
Było to za łatwe. I jakoś bolesne. Senya pomyślał i postanowił, że jego żona jeszcze nie zrozumiała, że będzie żałować jego odejścia.
Postanowił sobie nowy cel—pokazać żonie, co straciła, skomplikować jej życie, żeby zrozumiała…
Najłatwiej było to zrobić przez dzieci. Mała Nika i nastoletni Wania oboje sięgnęli po ojca, choć po rozwodzie zostali z matką.
„Nie chciałabym, żeby wasze dzieci przeszkadzały nam w mieszkaniu razem,” powiedziała Katya, kiedy Senya wspomniał, że będzie się spotykał z dziećmi. Do tego czasu miał już plan.
„Nie będą. Są takie głupie… Chcą zobaczyć tatę. Nie mogę im odmówić.”
„Oczywiście, że możesz! Po prostu płacisz alimenty.”
„Nie martw się. Zobaczę ich, kiedy ciebie nie będzie.”
Katya zaciągnęła wargi i wyszła. Wiedziała, że ukradła mężczyznę z bagażem, ale spodziewała się, że ten „bagaż” zostanie z Verą, a ona dostanie Senyę. Jego troskę, miłość i pensję jako główny inżynier.
Minął miesiąc. Vera nie zadzwoniła, nie narzekała. Nie prosiła go o żadną pomoc, choć wiedział, że jej tego brakowało. Od syna dowiedział się, że Vera nie płacze, nie planuje kończyć życia, radzi sobie świetnie bez niego. Jakby chciała upokorzyć swojego byłego męża, mówiąc: „Zobacz, jak sobie radzę bez ciebie.” I nie musiała martwić się o dzieci—radziła sobie ze wszystkim sama.
Nadszedł czas, żeby przywrócić sprawiedliwość, zanim ich wspólni znajomi dojdą do wniosku, że Senya był tak okropnym mężem, że bez niego Vera rozkwitła i zaczęła nowe życie. Nie, nie mógł na to pozwolić.
Senya przemyślał wszystko. Dzieci pomogły: podczas jednego z ich rzadkich spotkań syn narzekał:
„Mama jest naprawdę surowa. Kazała mi oddać tablet na tydzień!”
„A mnie zbeształa, kiedy kupiłem trzy czekolady i słodką sodę!” dodała Nika.
„Mama nas nie kocha.”
„Ale ja was kocham,” Senya otworzył ramiona i wysłuchał skarg dzieci, a potem zabrał je do sklepu. Kupił gumy do żucia, lemoniady, cukierki i fast food.
„A co jeśli mama zobaczy?”
„Po prostu dobrze to ukryj i jedz, kiedy jej nie będzie,” powiedział Senya, wiedząc, że naiwna Nika nie będzie wystarczająco sprytna, żeby schować „prezenty,” a jego żona dowie się o zakazanych zakupach. I tak się stało.
Kiedy Nika wyciągnęła stopione czekolady spod poduszki, brudząc pościel i ręce, Vera praktycznie zaatakowała ją.
„Skąd to masz? Pytam, skąd to masz?!” krzyknęła, zdając sobie sprawę, że właśnie położyła świeżo wyprasowaną pościel. Wszystkie jej wysiłki—zmarnowane. A była tak zmęczona cały wieczór, że mogła się po prostu rozpaść na podłodze.
„Tata kupił,” przyznała Nika, przerażona.
„Oddaj to. Wszystko. Mnie. Natychmiast!”
„Ale, mamo!”
„Szybko!”
„Naprawdę, tata nas kocha, a ty nie!” wtrącił się Wania.
„Jeszcze jedno słowo, a dwa tygodnie bez tabletu!” syknęła Vera.
Oczywiście, Senya dowiedział się o sytuacji. Był szczęśliwy i postanowił kontynuować w tym samym duchu, stając się „dobrym tatą,” aby w kontraście do zakazów Very, pojawić się jako wybawca.
„Oczywiście, że możemy zjeść lody,” powiedział, kupując dzieciom lody na ulicy w marcu. „Mama zawsze zakazuje wszystkiego, prawda?”
„Tak,” dzieci kiwnęły głowami. „Jest nudna: „Załóż czapkę, zapnij kurtkę”… ”
„Teraz jest ciepło. Możecie iść bez czapki,” „hojnie” pozwolił Senya.
„Mogę iść bez czapki jak Wania?” zapytała wesoło Nika.
„Możesz!” machnął ręką Senya. Było 5°C… i wietrznie.
Pozwalał na wszystko. Grać na tablecie do późna, jeść chipsy, nie odrabiać lekcji.
Katya, choć nie chciała ingerować w relację ojciec-dzieci, była świadkiem kilku spotkań. Nawet ona, będąc outsiderką, była zaskoczona tą pobłażliwością.
„Masz jakąś zagraniczną metodę wychowywania dzieci? Dzieci potrzebują kontroli…” powiedziała.
„Nie wtrącaj się. To moje dzieci, wiem, co robię.”
Katya uniosła brwi i skinęła głową.
„W porządku. Ale ja w tym nie biorę udziału. One już tu nie przyjdą. Rozumiesz?”
„Tak… ”
Tymczasem Vera zajmowała się swoimi sprawami: jej matka leżąca wymagała dodatkowej uwagi po operacji. Przez jakiś czas Vera nawet nie naciskała na dzieci, pozwalając im iść do szkoły bez czapek—jej sprawa.
Może dlatego nie od razu zauważyła przyczynę nagłej i poważnej choroby dzieci. Najpierw Nika zachorowała na zapalenie migdałków, potem Wania.
„Nie chcę płukać gardła tą gorzką spryskiwaczką!” narzekała Nika. „Daj mi coś innego.”
„Mogę ci dać klapsa albo pasek!” odparła Vera. Martwiła się o dzieci, ale nawet z wysoką gorączką, były silniejsze od niej psychicznie.
„Mamo, daj mi tablet!” jęczał Wania.
„Nie możesz z gorączką. Lekarz zabronił!”
„Możesz! Tata by pozwolił!”
„Tata pozwala nam na wszystko!”
Vera nie kontynuowała rozmowy. Wyszła z pokoju po termometr.
Na korytarzu Vera usłyszała, jak córka cicho mówi do Wani:
„Mama stała się prawdziwym potworem. To przez to, że tata ją zostawił.”
„Tak. Tata jest teraz taki szczęśliwy, dlatego nas kocha. Lepiej mu teraz bez mamy. Z Katią.”
„Chciałabym, żeby ona była naszą mamą.”
„Cóż… nie. Lepiej żyć z tatą. Tylko we troje. Tata jest dobry.”
„Pozwolił nam jeść lody, nawet gdy nas gardło bolało. Zjedliśmy całą wiadereczko w parku z tatą! A mama by nigdy na to nie pozwoliła. Mama nic nam nie pozwala! Tata jest lepszy. Wolałabym żyć z nim…”
Serce Very ścisnęło się. Usiedła na krześle i zamknęła oczy. Nagle stało się to nie do zniesienia.
Rano Vera wstała o szóstej, zrobiła wszystkie zabiegi higieniczne z matką, nakarmiła ją śniadaniem, potem przygotowała dzieci do szkoły i poszła do pracy. W czasie lunchu zadzwoniła do opiekunki, sprawdziła ją, a wieczorem znów ta sama rutyna: opieka nad matką, pomoc dzieciom w lekcjach, w nocy—pranie i gotowanie. I tak dzień po dniu.
A teraz te słowa: „Byłoby nam lepiej z tatą.”
Vera wstała. Poszła do pokoju. Dotknęła czoła Niki. Gorączka zeszła po syropie.
„Dobrze,” nagle powiedziała. „Skoro chcecie iść do taty, możecie iść do taty.”
„Naprawdę?!” Nika podskoczyła.
„Z gorączką?” zdziwił się Wania.
„Nie obchodzi mnie to,” odpowiedziała Vera spokojnie. „Jestem złą mamą. Zakazuję wszystkiego. Tata pozwala wam na wszystko. Teraz będziecie żyć według jego zasad. A na początek pozwalam wam pozbyć się mojej obecności.”
Wyrzuciła ich ubrania na łóżko, zamówiła taksówkę i powiedziała kierowcy, żeby zawiózł ich pod właściwy adres.
„Idziecie do taty,” powiedziała do dzieci na progu. „Powiedz mu, Wania, że teraz to on rządzi. Pozwoli wam na wszystko. Niech się z wami sam zajmuje.”
Nika chciała płakać, Wania był zdezorientowany, ale Vera nie drgnęła. Po prostu zamknęła drzwi.
A potem… położyła się. Wzięła środek uspokajający i, po raz pierwszy od długiego czasu, zasnęła—w ciszy.
„A tata się tego nie spodziewał”
„Senya, dzieci idą do ciebie. Teraz,” powiedziała Katya, kiedy Senya wkładał wino do lodówki i zapalał świece.
„Jakie dzieci?” nie zrozumiał na początku.
„Twoje dzieci, co innego? Nie słyszałeś telefonu, ja odebrałam. Powiedzieli, że już idą, taksówka jest, ich mama wysłała je do ciebie. Co za nonsens? Dlaczego nie sprawdziłeś ze mną?! Mamy dzisiaj romantyczny wieczór! Nie jakieś zasmarkane nastolatki!”
Zamarł, trzymając butelkę. Dzwonek do drzwi zadzwonił dziesięć minut później. W drzwiach stali Wania i Nika, owinięci szalikami. Nika pociągała nosem, policzki Wani były gorące od gorączki.
„Mama powiedziała, że teraz ty rządzisz…” Wania zdążył powiedzieć, próbując wyglądać na dorosłego, jak zwykle. „Jesteśmy chorzy, ale pozwoliła nam przyjść do ciebie. Teraz będziemy mieszkać u ciebie. Fajnie, co?”
„Wy…” powiedział Senya, „co za koszmar!”
Oczywiście, Katya była wkurzona.
„Na serio? Chore dzieci zamiast randki? Tak będzie teraz zawsze?”
„No… nie wiedziałem! Vera nie myśli rozsądnie, próbuje mi to utrudnić! Ona po prostu się ze mną bawi!” zaczął się usprawiedliwiać Senya.
„Nie, Senya. Wydaje się, że to ty nie myślisz rozsądnie. Zamieniłeś dzieci w marionetki. Ja odchodzę.”
„Katya, poczekaj…”
„Pa, Senya. Wrócę, kiedy nie będzie dzieci.”
Drzwi zatrzasnęły się, zostawiając go i dwoje chorych nastolatków w środku romantycznego ustawienia: świeczki, wino… jazz grający z głośników.
„Tato… czuję się źle,” jęczała Nika.
Senya stał, nie wiedząc, co zrobić. Nie miał apteczki—Katya miała coś na ból głowy, ale wyszła. Nawet termometru nie miał w domu. Szczerze mówiąc, Senya nie wiedział, jak leczyć dzieci.
Poszedł przeszukać szafkę w poszukiwaniu czegoś. Wania zaczął kaszleć.
„Gdzie jest twoja woda?” powiedział, łapiąc powietrze.
Senya spojrzał na niego z przerażeniem. Zaczął dzwonić po karetkę. Przyniósł wodę, próbował zadzwonić do Very—nie odebrała.
„Może pójdziemy do babci?” cicho zasugerowała Nika, czując, że to coś poważnego, a karetka nie przyjeżdża. „Do mamy taty. Na pewno pomoże.”
Senya otworzył usta, by zaprotestować. Ale je zamknął. Nie mógł sobie poradzić sam. Jego matka, Nastasia Gavrilovna, nie akceptowała jego nowego związku i nie chciała z nim rozmawiać. Ale to była sytuacja awaryjna.
Kiedy Nastasia Gavrilovna zobaczyła dzieci, zaczęła krzyczeć:
„Przywiozłeś chore dzieci do mnie? Senya, oszalałeś?!”
„Mamo, ale one… Vera je wysłała!”
„I przywiozłeś je przez całe miasto? Nie mogłeś zadzwonić i kupić leków? Całkowicie oszalałeś? To dzieci, nie zabawki!”
„Mamo, wystarczy.”
„Nie, Senya. Teraz mnie posłuchaj. Powiem ci wprost: gdybyś był obcy, zadzwoniłabym po opiekę społeczną. Są zasmarkane, gorączkujące, owinięte w jakieś szmaty, jak bezdomni! A ty… przywiozłeś tu z nimi swoją kobietę!”
„Katya wyszła,” wymamrotał.
„No, dzięk Bogu. Niech idzie. Nie będzie siedzieć z twoimi dziećmi. A ja nie muszę być ich mamą. Zajmij się nimi i zamknij drzwi. Moje nie są w twoim zakresie.”
Senya nie odpowiedział. Nie mógł.
„Na kogo ty się teraz bawisz?” podsumowała Nastasia Gavrilovna.