->

„Godzina prawdy: Elena zrywa kajdany cierpliwości”

Elena spojrzała na Marca chłodnym milczeniem, które przerwało jego pęd.
— „Usiądź. Nie ruszaj się. Jeśli teraz powiesz choć słowo, przysięgam, że będziesz następną osobą szukającą jej ubrań na ulicy”.

Jej ton nie był podniesiony, ale miał w sobie coś niewzruszonego, autorytet, którego Marco nigdy nie widział u swojej żony. Przyzwyczajony do widoku jej spokoju, wyrachowania i uśmiechu, po raz pierwszy poczuł, że stoi przed nim kobieta gotowa zerwać kajdany cierpliwości.

Klara, z czerwoną twarzą i oczami pełnymi gniewu, próbowała coś powiedzieć, ale słowa utknęły jej w gardle. Szok i upokorzenie sprawiły, że zadrżała. Jej przyjaciółka, blada jak ściana, ściskała torebkę i szukała wyjścia.

— „Posłuchaj mnie uważnie, Klaro” — kontynuowała Elena, powoli wstając i wpatrując się w nią. „Przyszedłeś tu z obietnicą, że zostaniesz na krótki, spokojny, przyzwoity czas. Zamiast tego przyniosłeś chaos, brak szacunku i myślałeś, że ja, pani tego domu, będę twoją służącą. Popełniłeś błąd, którego nigdy nie zapomnisz”.

Marco próbował interweniować:
— „Eleno, to tylko dziecko, nie dramatyzuj…”

Jeden gest żony uciszył go. Jej wzrok przeszył go.
— „Nie, Marco. Sprowadziłeś ją tutaj, pozwoliłeś jej po mnie deptać. Ale ja nie jestem meblem w tym domu. Ani twoim cieniem, ani gospodynią twoich krewnych. Jestem twoją żoną. A ktokolwiek tego nie uszanuje… odejdź”.

Elena podeszła do Clary i włożyła jej do ręki bieliznę, którą właśnie wyjęła z ust. — „Masz dziesięć minut na spakowanie walizek. Ty i twoja dziewczyna. Jeśli nie pojawisz się w drzwiach za dziesięć minut, obiecuję, że następnymi, którzy się o tym dowiedzą, będą twoi rodzice i twój uniwersytet. Myślisz, że spodoba ci się, jeśli ta historia zostanie ujawniona przed profesorami?”

Klara nagle wstała, niekontrolowanymi gestami zbierając swoje rzeczy. Jej przyjaciółka już biegła w stronę korytarza. W ciągu kilku minut walizka Klary z brzękiem upadła na podłogę, a drzwi mieszkania zatrzasnęły się za nimi z hukiem.

W mieszkaniu zapadła ciężka cisza. Marco powoli usiadł na kanapie, próbując coś powiedzieć, ale Elena znów go powstrzymała.

— „Wiem, co chcesz powiedzieć. Że byłem surowy, że nie powinienem. Ale pamiętaj o jednym: mój dom to nie zajazd dla twoich krewnych. A jeśli jeszcze raz spróbujesz przyprowadzić tu kogoś wbrew mojej woli, możesz być pewna, że ​​ty też nie zostaniesz.”

Elena wstała, wzięła płaszcz i wyszła na balkon, zostawiając Marco sam na sam z jego milczeniem. Po raz pierwszy zrozumiał, że kobieta, z którą mieszkał, nie jest już skłonna do kompromisów.

W tym momencie Marco uświadomił sobie, że jeśli nadal będzie ją lekceważył, prawdziwym „gościem”, który opuści dom na dobre, może okazać się on sam.