->

— Idź do kuchni i podaj mojemu wnukowi, szybciej! — przyszła teściowa wzięła narzeczoną swojego syna za służącą.

Lena odkryła, że jej mąż wyjeżdża przypadkowo. Przyjechała wcześniej do domu i zastała go robiącego coś niezwykłego: po raz pierwszy pakował własną walizkę.

Weszła do pokoju i przez kilka sekund obserwowała go w milczeniu, gdy starał się złożyć koszulkę i szorty. Zupełnie mu to nie wychodziło, więc Lena postanowiła ułatwić mu zadanie.

— Chodź, pomogę ci. Tak się nie składa, prawda? — nie mogła powstrzymać się od powiedzenia, podchodząc do niego od tyłu. Mężczyzna nawet podskoczył, choć wcale nie był sportowcem.

— Lena?!

— Co? — Szybko poukładała rzeczy w walizce, które leżały porozrzucane na zewnątrz szafy. Jej mąż nie zdążył nawet powiedzieć jej, dokąd się wybiera. — Znowu wyjeżdżasz? Chcesz naleśników na drogę?

— Cóż… nie odmówiłbym…

— Dobrze, zmienię sukienkę na szlafrok.

Lena śpiewała cicho swoją ulubioną piosenkę, podczas gdy jej mąż przeszukiwał szuflady, szukając cennych rzeczy, które mógłby zabrać. Mieszkanie należało do Leny, a on już zrozumiał, że może zabrać tylko te rzeczy, które zmieszczą się w jego walizce.

— Dziesięć naleśników wystarczy?

— Tak…

— Chcesz je z mlekiem skondensowanym?

— Lepiej z kwaśną śmietaną.

Lena wyjęła pudełko 20% śmietany z lodówki i zanim je otworzyła, w końcu zapytała swojego męża:

— Wyjeżdżasz daleko? Śmietana się nie zepsuje?

— Nie, jestem tuż obok… w sąsiednim domu.

Na początku Lena nie zwróciła uwagi na te słowa, ale po chwili zrozumiała, odkładając pudełko na bok.

— Nie zrozumiałam?

— Cóż… wyjeżdżam… do innej kobiety. Będę się rozwodzić. Dzięki za naleśniki.

Jej mąż przez chwilę się wahał, wziął pudełko z naleśnikami i skierował się do drzwi. Lena stała tam, sparaliżowana z patelnią w ręce.

Kiedy zrozumiała, co się dzieje, wybiegła na zewnątrz, w szlafroku, w fartuchu, trzymając gorącą patelnię. Na szczęście dla jej męża, zdążył już załadować swoje rzeczy do taksówki i dosłownie zniknął, zanim zdążyła zareagować.

Musiała wrócić do domu. Patelni zdążyła wystygnąć, a śmietana zaczęła się psuć. Może to przez letnie upały, a może przez nastrój Leny.

— On odszedł z inną! A ja przygotowałam jego rzeczy… — płakała do telefonu z przyjaciółką.

— Co?!

Lena opowiedziała wszystko przez łzy, przerywając słowa szlochami.

— On odszedł! Jak teraz mam żyć?!

— Jak wszyscy, Lena. Tak będzie, musisz żyć.

— Ale ja nie dam rady sama!

— Dasz radę.

— Nie!

— To idź do syna.

— Będę tam przeszkadzać.

— Weź psa.

— Mój mąż jest uczulony na sierść…

— Odszedł od ciebie! Co cię obchodzi, na co jest uczulony?!

— A co, jeśli wróci? — zapytała Lena, pełna nadziei. Ale jej przyjaciółka wygłosiła długą przemowę na temat tego, że po 50. roku życia trzeba być niezależnym i cieszyć się życiem, nawet bez męża.

Jednak słowa jej przyjaciółki nie miały oczekiwanego efektu. Lena nie mogła znaleźć spokoju.

„Jak mogłam tego nie zauważyć? Żył równolegle z inną… Może nie poświęcałam mu wystarczająco uwagi. Dlaczego poszłam na ten kurs szycia? Powinnam była zostać w domu i spędzić więcej czasu z mężem”, myślała, szukając powodów jego zdrady w sobie.

— Mamo, przestań płakać! Widziałem tatę, naprawdę nie wygląda na smutnego. Wysnuwa się jak paw, kupił nowy garnitur! A ty? Spójrz na siebie… Nie masz fryzury, nie masz manicuru! — nawet syn ocenił wygląd matki, choć do tej pory nie przejmował się świeżością lakieru na jej paznokciach. — Weź to.

Podsunął jej kilka banknotów. Vova już pracował i mógł jej pomóc finansowo. Kiedyś nigdy nie brała pieniędzy od syna, ale tym razem zgodziła się.

— Jeśli potrzebujesz czegoś, nie wahaj się…

— Dobrze, dziękuję synu.

Lena umówiła się na wizytę u fryzjera, kupiła materiał na nową bluzkę i wybrała specjalne perfumy. Lubiła zmieniać zapachy, gdy zachodziły zmiany w jej życiu. Perfumy były świeże, jak morska bryza. Lena lubiła marzyć, obficie spryskując się perfumami.

Może dlatego spotkała Wasilija.

— Coś jest w twoich perfumach… — powiedział, gdy jechali razem w autobusie. Lena poczuła zawstydzenie. Zaczęła się zastanawiać, czy nie zapomniała założyć dezodorantu, ale na szczęście mężczyzna dodał: — Bardzo przyjemne. Jaki to zapach?

— Podoba ci się? — szepnęła. Nie chodziło jej o jego opinię, ale w tym momencie chciała wyglądać zadbana.

— Tak! Pracuję w sklepie z perfumami i nigdy nie czułem czegoś podobnego.

— To zapach „odświeżający”. Został stworzony specjalnie dla mnie. Jest kilka rodzajów olejków, które pasują do mojego obecnego nastroju.

— Teraz rozumiem, dlaczego nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego.

— A ty… Jesteś perfumiarzem?

— W pewnym sensie tak. Nazywam się Wasilij. A ty?

— Nazywam się Lena. Och! Prawie przeoczyłam swój przystanek! — pośpiesznie podeszła do wyjścia. Na szczęście zdążyła zjechać na czas.

Nie myślała o nim, aż do kolejnego spotkania w autobusie.

— Och, Lena! Cześć!

— Cześć…

— Wiesz, że już jakiś czas cię zauważyłem.

Lena się spięła.

— Nie zrozum mnie źle, po prostu nie spotyka się codziennie ciekawej kobiety w autobusie.

— Kiedyś mąż odwoził mnie do pracy.

— A teraz?

— Rozwiedliśmy się.

— W takim razie nie jesteś tylko interesująca, ale i wolna?

Lena wzruszyła ramionami. Jej przystanek się zbliżał.

— Daj mi swój numer, wyjeżdżam jutro do innego miasta i nie chcę stracić kontaktu.

Lena spojrzała na niego, potem na swoje buty, a potem znowu na niego… I bez naprawdę wiedzy dlaczego, szybko podała mu swój numer.

Wasilij zadzwonił tydzień później. Przez ten czas Lena zastanawiała się, zadawała sobie pytania, a on w końcu zadzwonił.

— Chciałbym cię zaprosić na randkę.

— Zapraszaj.

— Przyjdź do mnie. Oto adres.

— Ale to nie Moskwa…

— Tak, mieszkam na przedmieściach. Przeprowadziłem się z powodu pewnych okoliczności. Moja była żona uznała, że mieszkanie należy do niej z naszym synem.

— Rozumiem.

— Czy to ci przeszkadza?

— Nie, wszystko w porządku. Pociągi jeżdżą, spotkam cię tam.

— Muszę to przemyśleć.

— Dobrze. Nie spieszę się.

Lena nie musiała długo myśleć. Patrząc raz jeszcze na swoją pustą sypialnię i rozmawiając ze swoim kaktusem, wzięła adres i wpisała go do GPS.

Wasilij spotkał ją zgodnie z obietnicą. Nie przyniósł kwiatów, ale zapłacił za taksówkę.

— Gdzie idziemy?

— Do mnie.

— Od razu tak?

— Czemu marnować czas i pieniądze? Mam wszystko, czego potrzebujemy. Wino, sałatkę, którą przygotowała moja mama, wędliny, sery…

Lena spojrzała na Wasilija. Jej pierwsza myśl to poprosić go, by zamówił taksówkę, żeby wrócić do domu. Ale wyobrażając sobie, że znowu wejdzie do pustego domu, szybko zmieniła zdanie.

— Dobrze, ale obiecaj, że zawieziesz mnie na dworzec, kiedy poproszę. I żadnych prób zmuszania mnie do rzeczy, których nie chcę.

— Oczywiście.

Lena weszła do mieszkania Wasilija, rozdarta między nadzieją, że to spotkanie w autobusie może być punktem zwrotnym w jej życiu… Ale z drugiej strony, głos kuchni prawie zniweczył jej nadzieje.

— Wasilij! To ty?

— Tak, mamo.

— Kupiłeś kefir?

— Nie.

— Dlaczego? Z czym będę jadła swoje okrożki?

— Mamo, przyprowadziłem gościa.

— Gościa? Gość nie pasuje do okrożek. Chcę kefiru.

— Lena, chodź, usiądź. Zaraz wracam… Sklep jest tuż za rogiem, — przeprosił Wasilij i szybko wyszedł.

Lena postanowiła udać się do kuchni.

— Dzień dobry…

Naprzeciwko stała kobieta po sześćdziesiątce, z włosami spiętymi w kok i suchymi rysami twarzy, które przypominały Lenie starą czarownicę z kreskówki, którą lubiła, trzymającą szczura na smyczy. Aby potwierdzić jej przypuszczenia, mały pies przypominający szczura pojawił się z rogu i zaczął szczekać na Lenę.

Zdziwiająco, matka Wasilija nie wydawała się tego zauważyć. Patrzyła na Lenę, czekając na coś.

— Dzień dobry! — powtórzyła Lena trochę głośniej.

— Dzień dobry…

— Możesz uspokoić psa? Boję się, że mnie ugryzie.

— To członek rodziny, nie ugryzie cię. Tak pokazuje, że broni swojej pani.

Lena nie wiedziała, co odpowiedzieć. Postanowiła poczekać na Wasilija w przedpokoju.

— Jakie masz plany wobec mojego syna? Chcesz go poślubić? — zapytała kobieta Leny.

— Nie mam żadnych planów. On zaprosił mnie do siebie, więc przyszłam.

— Aha, rozumiem. Wasilij, weź kefir. Lena, to moja mama, Larissa Nikolaevna. Baron, wyrzuć go! — Wasilij trochę rozładował atmosferę. — Dobrze, idziemy jeść.

— Umyj ręce przed posadzeniem się do stołu! — rozkazała Larissa Nikolaevna. — I jak możemy jeść, dopóki Alexander nie przyjdzie?!

— Kto to Alexander? — zapytała Lena cicho.

— Sasha, mój syn. Zadzwonię do niego teraz.

Chłopak nie odpowiedział, a po kilku minutach rozmowy zdecydowano, żeby go nie czekać. Lena w końcu została zaproszona do stołu.

Posiłek nie był wyszukany: oprócz okrożki były suche sery, wątpliwej jakości wędliny i dużo chleba. Zamiast obiecanego wina, na stole stał karton kefiru.

— Więc, rozwiodłaś się? — zapytała Larissa Nikolaevna.

— Tak.

— A dlaczego twój mąż cię zostawił? Oczywiście, nie musisz odpowiadać, mogę zgadnąć…

— A dlaczego?

— Znaleźli młodszą i ładniejszą? Co my, stare, możemy zrobić? — zaśmiała się matka Wasilija.

— Mam jeszcze dużo czasu przed sobą, nie jestem nawet na emeryturze, — zarumieniła się Lena.

— Pracujesz? Przynajmniej to plus… A ile zarabiasz? Mam nadzieję, że dobrze płacą. U nas to tak: całe pieniądze idą do mnie. A ja dbam, by je zachować.

— Wasilij, mówiłeś, że jesteś perfumiarzem… — Lena postanowiła zwrócić się do Wasilija, by nie słuchać bredni przyszłej teściowej.

— Perfumiarz?! — Larissa Nikolaevna niemal spadła z krzesła, tak głośno się śmiała. Śmiech był tak chropowaty, że nie było wiadomo, czy się cieszy, czy jest w agonii.

— Wasilij, perfumiarz! Ha-ha-ha!

— Co? To nieprawda? — Lena uniosła brwi.

— Jest ochroniarzem. W sklepie z produktami gospodarstwa domowego.

— A perfumy?

— Sprzedajemy także perfumy i kosmetyki, oraz inne produkty do domu, — przyznał.

— Rozumiem…

— A wy, pewnie, za dużo sobie wyobrażaliście! Och, nie mogę, Wasilij perfumiarz! Z jego poziomem wykształcenia i zdrowiem, to cud, że został przyjęty jako ochroniarz! A ty, jesteś zdrowa? Nie masz przewlekłych chorób? Jeśli nie, to nie odpowiadaj. I tak ci nie uwierzę na słowo, przynieś mi swoje zaświadczenia. Muszę być pewna, że mnie nie zarazisz.

Cały posiłek Lena siedziała jak na węglach. Nie mogła odejść, ale też nie chciała zostać. Dodatkowo, krzesło, które jej dano, skrzypiało i było strasznie niewygodne…

Odmówiła „głównego dania” i poprosiła o herbatę.

— Herbata będzie po posiłku. Nikt nie pije herbaty przed! — zdecydowała Larissa Nikolaevna.

— A dlaczego nie jesz okrożki? — zapytał Wasilij.

— Nie lubię tego. — Lena nie rozumiała, jak można jeść ogórki, salami i cebulę, wszystko zalane kefirem lub kwasem.

— A ty, co lubisz jeść?

— Sałatkę Olivier.

— Ta sama okrożka, — mruknęła Larissa Nikolaevna. — A tak przy okazji, nie przychodzi się w gości z pustymi rękami. Powinnaś była przynieść swoją Olivier. Wtedy mogłabyś nam pokazać swoje kulinarne talenty.

— Lena, a ty, co lubisz gotować? — zapytał Wasilij.

— Lubię gotować wszystko. Gotowanie to moja pasja.

— Może pokażesz nam coś?

Lena nie zdążyła odpowiedzieć: ktoś zapukał do drzwi, i przyjechał syn Wasilija.

— Cześć, mamo! Cześć, tato! — Młody mężczyzna usiadł do stołu. Nie zwrócił uwagi na Lenę.

— Lena, nie siedź tam! Widzisz, że przyszedł młody mężczyzna? Musisz mu dać czysty talerz, sztućce… — powiedziała Larissa Nikolaevna, patrząc na Lenę.

— Przepraszam?

— Nie ma za co przepraszać. Idź do kuchni, przynieś wszystko, co powiedziałam, i pośpiesz się! — powtórzyła matka Wasilija, bardziej surowo.

— Ja?

— Ty!

Lena pozostała osłupiała.

— Weź też brudne talerze ze stołu. Umyj je, osusz i przynieś z powrotem. Jeszcze nie skończyliśmy jeść.

Lena wstała, zebrała naczynia i zabrała je do kuchni. Nie miała zamiaru ich myć. Cała sytuacja wydawała jej się farsą. Podczas gdy zastanawiała się, co zrobić, Wasilij pojawił się w kuchni.

— Słuchaj, Lena… Skoro obiecałaś, zrób coś na szybko do herbaty? Może naleśniki, tak na szybko? Sasha też nie lubi okrożki, a moja mama ma coś z nią w tej chwili. Codziennie domaga się kefiru i okrożki…

— Zauważyłam jej dziwne zachowanie.

— Nie martw się, Lena. Przyzwyczaisz się.

— Boję się, że nie.

— Jesteś nadal tam? Lena! Ile będę musiał czekać na zwykły talerz?! Tylko się opierasz! — krzyczała niezadowolona Larissa Nikolaevna. — Przyprowadziłeś dziewczynę, która nie potrafi przynieść widelca!

Lena nie odpowiedziała. Spojrzała na Wasilija, który nie podobał jej się zbytnio, i dziękując mu za „romantyczną kolację”, skierowała się do drzwi.

— Lena, a naleśniki?

— Następnym razem.

— Co, ona już odchodzi?! — Zauważyła hałas w korytarzu i szczekanie psa. — Nie zna się na manierach! Przyjechała, zjadła wszystko, co było, a teraz odchodzi! Gdzie znajdujesz takich bachorów, Wasilij?!

— Mamo…

— Powodzenia, Larissa Nikolaevna, — powiedziała Lena i, nie oglądając się, pobiegła do wyjścia.

W domu zastała ciszę i spokój.

— Ach, jak miło! Jestem panią swojego życia! Chcę dżemu, jem; chcę naleśników, nie robię ich! — powiedziała, patrząc na pokój: swoją ulubioną kanapę, miękki fotel i ukochanego kaktusa. Czego więcej można chcieć, żeby być szczęśliwym? Może małego kotka.

Wasilij dzwonił kilka razy, próbując zaproponować coś. Pewnego dnia czekał nawet na nią na przystanku. Ale Lena odmówiła kontynuowania tej dziwnej relacji.

Teraz Lena wyraźnie rozumiała, że trzymanie się mężczyzny to niewdzięczna sprawa. Lepiej być samemu, niż żyć otoczonym całą bandą karaluchów w głowie teściowej i jej rodziny.