->

— Oddam mieszkanie Julce, a sama zamieszkam z tobą, przecież i tak jesteś sama — oznajmiła mama.

— Co to za męski głos dochodzi z twojego telefonu? — zapytała matka surowym tonem, jakby jej córka miała piętnaście, a nie trzydzieści lat.

— Telewizor, mamo. Po co pytasz? — Lera wyraźnie chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę.

— Nic takiego. Musimy porozmawiać. Naprawdę poważnie! — podkreśliła matka ostatnie słowo.

Lera przewróciła oczami. Nie pałała do matki sympatią, więc nie paliła się do spotkań z nią.

— Może przez telefon?

— Nie, przyjdę wieczorem, czekaj — oznajmiła sucho i rozłączyła się. Typowe dla niej: nie pytać, tylko stawiać fakty.

— Maks! — zawołała Lera, rzucając telefon na łóżko.

— Co się stało? — zapytał, wychodząc z kuchni z dwiema filiżankami kawy. — Masz minę, jakbyś ducha zobaczyła.

— Prawie — uśmiechnęła się wdzięcznie Lera, biorąc kubek. — Dzwoniła mama. Ma przyjechać dziś wieczorem.

Maks skinął ze zrozumieniem. W ciągu czterech miesięcy ich związku usłyszał już wiele historii o rodzinie Lery.

— Chcesz, żebym został? — zaproponował. — Będę twoim wsparciem moralnym. Poza tym obiecałaś mnie nauczyć robić tiramisu…

Lera pokręciła głową.

— Nie dziś. Muszę się z tym wszystkim uporać…

Cienie przeszłości

Wspomnienia są jak stare fotografie — z czasem blakną na brzegach, ale najważniejsze chwile pozostają wyraźne, jakby wydarzyły się wczoraj. Lera miała dwanaście lat, gdy rodzice postanowili się rozwieść.

Do dziś pamięta tamten wieczór w najdrobniejszych szczegółach: żółte światło starej lampy stojącej na podłodze, zapach barszczu mamy unoszący się z kuchni i ciężką ciszę, która zapadła, gdy tata powiedział: „Musimy porozmawiać”.

Julia, młodsza siostra Lery, już spała w swoim pokoju, tuląc do policzka ukochanego pluszowego zająca. Lera siedziała przy biurku, udając, że odrabia lekcje, ale tak naprawdę nasłuchiwała każdego słowa z kuchni.

— Już tak dłużej nie mogę, Leno — mówił tata. — Wszyscy wiemy, że to już nie jest rodzina, tylko jej karykatura.

— Karykatura? — matka odpowiedziała lodowatym głosem. — A co z dziećmi? Myślałeś o nich?

Rozbił się talerz na kafelkach, a Lera drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca. W takich momentach lepiej było być niewidzialnym.

— Myślę o dzieciach — odparł tata zmęczonym tonem. — Potrzebują szczęśliwych rodziców, a nie tego, co teraz się dzieje.

— Szczęśliwych? — matka parsknęła gorzko. — No jasne, teraz to ty będziesz szczęśliwy. Pewnie już znalazłeś sobie kogoś na moje miejsce!

Lera zakryła uszy, ale i tak słyszała każde słowo.

Rodzice się rozstali. Tata nie nalegał na sprzedaż mieszkania, cicho się wyprowadził, zabierając tylko swoje rzeczy. Zniknęły ulubiony kubek z ubytkiem, fotel do czytania gazet w weekendy i półka z książkami — nagle zrobiło się pusto, odsłaniając wyblakłe tapety.

Julia udawała, że nie zauważa tych zmian, całkowicie zanurzyła się w swój świat, w którym tata był zdrajcą, a mama ofiarą.

Tata wynajął pokój na obrzeżach miasta. Lera odwiedzała go co weekend, jeśli mama nie wymyśliła kolejnej „ważnej” wymówki, by ją zatrzymać w domu.

Siadała na wygniecioną kanapę, którą ktoś dobry podarował, i opowiadała o szkole, książkach, które przeczytała, i o tym, jak Julia znów zrobiła awanturę, bo mama nie kupiła jej nowego telefonu.

— A ty jak sobie radzisz? — pytał tata, patrząc uważnie na córkę.

Wzruszała ramionami, nie potrafiąc wyjaśnić, jak nauczyła się żyć w dwóch światach naraz. W jednym była idealną córką, pilnie uczącą się i nie sprawiającą kłopotów mamie.

W drugim — cichym obserwatorem, który zapamiętuje każdy szczegół, każde fałszywe słowo matki i każdy moment, gdy Julia wybierała łatwą manipulację zamiast szczerej rozmowy.

— Znowu była u tego zdrajcy? — mama narzekała za każdym razem, gdy Lera wracała do domu.

Lera stała ze spuszczonym wzrokiem. Dlaczego miałaby się tłumaczyć?

— Mamo, a ona mówiła, że lepiej by było, gdyby mieszkała z tatą! — pisnęła Julia zza pleców matki, pokazując starszej siostrze język.

— Oczywiście! Tata nasz święty. Zapłacił alimenty i śpi spokojnie, a ja się kręcę, gotuję i piorę! Już niedługo nie będę miała rąk, a to ja jestem zła! — wybuchała mama.

— Kapuś! — syczała cicho Lera, dyskretnie pokazując siostrze pięść.

— Tatuś, daj pieniądze na loda! — piszczała Julia, gdy tata odwiedzał córki, a mama nie słyszała ich rozmowy.

Po szkole Lera wyjechała na studia do innego miasta.

— Córko, najpierw dostaniesz się na studia, a potem dam ci pieniądze na akademik i jedzenie! — obiecał tata.

I Lera uczyła się pilnie, z nadzieją na lepszą przyszłość — z własnym mieszkaniem, bez uciążliwej siostry i wiecznie narzekającej matki.

Po dwóch latach nadszedł czas na decyzję Julii.

— Ten wasz uniwersytet? Jak psu pięta — wrzasnęła. — Wolę jakieś kursy, to mi wystarczy.

— Brawo, córko! — cieszyła się matka. — Nie to co inni, którzy wolą siedzieć na mojej szyi, zamiast zacząć pracować.

Nie trzeba było daru jasnowidzenia, by zrozumieć, że to była złośliwa uwaga skierowana do Lery.

— Wszystkie moje wydatki pokrywa tata, nie musisz się mną tak zajmować — odparła stanowczo Lera.

— Ty tylko potrafisz się kłócić i zgrywać spryciarę, cały tata! — skarciła ją matka.

Po pół roku Julia była już fryzjerką i pracowała w małym salonie jako początkująca specjalistka.

Lera rzadko bywała w domu. Wakacje spędzała u ojca.

— Kiedy skończysz studia, nie rzucaj się na pierwszy lepszy pomysł. Odwiedź kilka rozmów kwalifikacyjnych, poznaj ludzi, pokaż siebie — radził tata.

— Tata znowu mi przeszkadza — narzekała mama, gdy widziała Lera u siebie w drzwiach. — Młodsza zarabia, a ta siedzi mi na głowie.

— Julię też namawialiśmy na studia, ale nie poszła. — broniła się Lera. — Nie chcę twojej jałmużny!

W głowie Lery przelatywała myśl: „Nie jest taka stanowcza, kiedy tata daje jej pieniądze.”

Po studiach Lera znalazła pracę, a rok później zmarł jej tata. Nagle, z powodu zawału. Sąsiedzi znaleźli go po dwóch dniach. Julia płakała głośniej niż inni, choć przez ostatnie lata praktycznie się z nim nie kontaktowała. Lera nie potrafiła płakać — czuła tylko pustkę i świadomość, że teraz jest naprawdę sama.

Nie odziedziczyła po tacie niczego. Skąd miałoby coś zostać, skoro po rozwodzie żył na wynajmie, a większość zarobków przelewał byłej żonie i córkom?

Lerze i tak było ciężko, a po odejściu ojca sytuacja jeszcze się pogorszyła. Część pensji przeznaczała na wynajem pokoju — wynajęcie własnego mieszkania było poza jej możliwościami finansowymi. Trochę zostawiała na bieżące wydatki, a resztę odkładała na wymarzone własne M.

Matka dzwoniła rzadko, zwykle tylko po to, by znów coś wytykać.

— Julia wychodzi za mąż. Wszystkie pieniądze poszły na wesele, pewnie będzie musiała brać kredyt — wzdychała przez telefon, dając do zrozumienia, że liczy na wsparcie finansowe od starszej córki.

— To nie bierzcie pożyczki. Nie rozumiem, po co się zadłużać, skoro nie macie pieniędzy — odpowiadała Lera, udając, że nie rozumie, o co chodzi.

— Jaka bezduszna, cały tata! — obwiniała ją matka. — Myślisz, że jeśli nikt się w ciebie nie zakocha, to będziesz starą panną? Julia chce mieć święto, w końcu wychodzi za mąż raz w życiu…

Matka naprawdę uważała, że starsza córka jest brzydka i nie zasługuje na małżeństwo. Lera tylko wzdychała na takie uwagi.

— Na wesele nie dam pieniędzy, bo odkładam na kredyt — mówiła.

— Julia jest w ciąży, trzeba jej pomóc — mówiła matka innym razem. — Mąż ma małą pensję, a właścicielka salonu, gdzie pracowała twoja siostra, odmawia wypłaty zasiłku macierzyńskiego. Okazuje się, że wszystkie pracownice są zatrudnione „na czarno”.

— Mamo, Julia doskonale wiedziała, że pracuje na czarno. Ostrzegałam ją, że jak zachoruje albo pójdzie na zwolnienie, to nic nie dostanie.

— Zamiast krytykować siostrę, lepiej pomogłabyś jej pieniędzmi. Mają rodzinę i radzą sobie, a ty żyjesz sama i oszczędzasz — wypominała matka.

— Julia wyszła za mąż i ma pracę. Dlaczego mam jej oddawać część pensji? Nie spieszyła się, by się ze mną dzielić, kiedy ja się uczyłam, a ona pracowała.

— Bo to twój wybór, by siedzieć na nas na szyi, podczas gdy twoja siostra już zarabia.

— To Julii decyzja, czy założy rodzinę i będzie mieć dzieci. Niech sama sobie radzi.

Własne miejsce

Lata mijały, a siostry wciąż nie były blisko. Za to urazy z dzieciństwa rosły i utrwalały się.

Dwa lata po studiach Lera wreszcie kupiła swoje wymarzone mieszkanie.

— Nie chcę spłacać tego kredytu przez dwadzieścia lat — zdecydowała i z jeszcze większą determinacją zaczęła wpłacać raty.

— Ładne mieszkanie — mruknęła matka, oglądając nowy dom córki. — Chciałabym, żeby Julia miała taką dwupokojówkę. Bo z maluchem muszą mieszkać w akademiku, a ty masz apartament. Niesprawiedliwe.

— Julia z mężem leży na kanapie i nic nie robi, tylko czeka, aż mieszkanie samo się pojawi — odparła z irytacją Lera. Było jej przykro, że matka deprecjonuje jej wysiłki.

— Bezduszna jesteś — odrzekła mama.

— Skoro taka mądra i dobra, to dlaczego nie zaprosisz ich do siebie? Masz trzy pokoje, starczy dla wszystkich: i dla ciebie, i dla Julii z dziećmi i mężem…

— Nie chcę tego męża — machnęła ręką matka.

Lera uśmiechnęła się z lekkim przekąsem. Doskonale znała finał tego eksperymentu z wspólnym mieszkaniem. Teściowa i zięć nie mogli się dogadać. Matce ciągle coś się nie podobało i uważała, że zięć nie dba o rodzinę tak, jak powinien.

Zięć znosił pretensje cierpliwie, aż w końcu, gdy wyczerpały się jego pokłady cierpliwości, powiedział, co o niej myśli, i szczegółowo wyjaśnił, gdzie powinna się podziać, żeby nie przeszkadzać innym w spokoju na kanapie.

Siedem kolejnych lat życia Lery można by streścić jednym słowem — praca. Codziennie o ósmej rano biegła do biura, gdzie do późnego popołudnia oddawała się projektom. Potem pędziła do domu, gdzie do północy odrabiała zajęcia, pisała referaty i tłumaczyła teksty.

Maks pojawił się w jej życiu niespodziewanie. Przystojny młody człowiek zatrudnił się w tej samej firmie, gdzie pracowała Lera. Ich związek rozwijał się powoli, ale stabilnie, aż zaczęli myśleć o ślubie.

Matce Lera nie spieszyła się z opowiadaniem o zmianach w swoim życiu. Nie uważała, by była to jej sprawa.

Wszystko postanowiłam za ciebie

Dzwonek do drzwi zabrzmiał irytująco, piskliwym tonem.

„Trzeba go wyłączyć” — pomyślała Lera, idąc do drzwi.

— Nie można się do ciebie dodzwonić — rzuciła matka i bez zaproszenia weszła do mieszkania.

— Mów, czego chcesz — Lera chciała jak najszybciej poznać powód wizyty nieproszonych gości.

Minęło siedem lat od kiedy kupiła mieszkanie i dokładnie tyle samo od ostatniej wizyty matki.

— A ty co, galopujesz? Gościom się podaje herbatę i ciasto, a potem się zadaje pytania — powiedziała matka żartobliwie. Lera zaskoczyła się takim tonem; nie przywykła, że matka żartuje.

— Wejdź — bez entuzjazmu zaprosiła ją do kuchni. — Herbatę mam w saszetkach, ciasto sklepowe — zaprezentowała swoje poczęstunki.

— No, no, nieźle! Widzę, że gotowanie nie jest twoją mocną stroną! — zaśmiała się nagle matka, co jeszcze bardziej zbiło Lery z tropu.

— Mamo, daj spokój, czego chcesz?

— No patrz, masz nawet zmywarkę. Fajne to, prawda? A woda filtrowana? Super! — zamiast odpowiedzi matka zaczęła zwiedzać mieszkanie córki.

— I kanalizacja jest, nie trzeba już nosić wody w wiadrach na dwór — ironizowała Lera.

— Łazienka osobno, super wygoda, zwłaszcza jak mieszka kilka osób — matka obchodziła łazienkę i toaletę.

— O, jaki wygodny kanap — zachwycała się dalej, oglądając mieszkanie.

Była wyraźnie zadowolona z tego, co zobaczyła.

— Pomyślałam i podjęłam mądrą decyzję — zaczęła nagle. — Oddam Yulince mieszkanie! — uśmiechając się szeroko.

— Jak to? — nie rozumiała Lera. — A ty gdzie się zamieszkasz?

— Przecież ty i tak jesteś sama, więc przyjdę do ciebie — oznajmiła.

Lera zakrztusiła się i przez chwilę milczała, patrząc na matkę z niedowierzaniem.

— No co? Masz fajne dwupokojowe mieszkanie. Jeden pokój dla ciebie, drugi dla mnie, a Julia będzie mieszkać w moim trzypokoj

owym — dodała.

— A Maks? — zapytała Lera, patrząc na chłopaka siedzącego na kanapie.

— Maks? To tylko chłopak. Pojawi się i zniknie. Tak jak inni — wzruszyła ramionami matka.

Lera westchnęła, odwróciła wzrok i zamilkła.

— W porządku, mam dla ciebie jedną prośbę — powiedziała matka — jak zamieszkam z tobą, to chociaż nie przynoś swoich facetów do domu!

— Mamo! — oburzyła się Lera. — To moje życie!

— Nie chcę słyszeć o żadnym Maksie — odparła matka. — Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.

Lera długo nie mogła zasnąć tamtej nocy, rozmyślając o tych słowach i o swojej rodzinie.