->

Starszy mężczyzna, były nauczyciel, poczęstował zziębniętego chłopca ciepłym posiłkiem — po siedmiu latach ten chłopak wrócił, by oddać mu dobroć, w sposób, który poruszył do głębi.

Miasto przykryte było śniegiem, który cicho osiadał na ulicach, jakby chciał wyciszyć zgiełk codziennego życia. Mimo przenikającego zimna, przechodnie nie zwalniali tempa, a chłód wdzierał się pod płaszcze i kurtki.

W jednej z małych kawiarni przy bocznej ulicy, pan Sergiusz, emerytowany nauczyciel, siedział przy stoliku. Z jego twarzy emanowało łagodność, a siwe włosy świadczyły o przeżytych latach. Na stole stała filiżanka kawy, a w jego dłoniach leżała książka – „Zabić drozda”. Od czasu do czasu, przerywając czytanie, spoglądał przez okno na wirujący za szybą śnieg.

To było jego miejsce spokoju – znane, bezpieczne, wyciszone. Właśnie wtedy drzwi kawiarni otworzyły się z lekkim dźwiękiem dzwonka.

Do środka wszedł chłopiec. Mógł mieć może dwanaście, a może trzynaście lat. Widać było, że jego ubrania były zbyt duże, a buty niewłaściwego rozmiaru. Zmrożone policzki i mokre, przemoczone włosy mówiły same za siebie.

Pan Sergiusz odłożył książkę, obserwując chłopca, który na chwilę stanął przy drzwiach, po czym ruszył w stronę automatu z przekąskami. Przeliczał drobne monety, ale ich było za mało. Bezradnie opuścił ramiona, a jego wzrok utkwił w podłodze.

– Chłopcze, – powiedział pan Sergiusz, z uśmiechem – może usiądziesz ze mną?

Chłopak spojrzał na niego zdziwiony, niepewny, czy dobrze usłyszał.

– Ja tylko… – zaczął nieśmiało.

– Proszę, usiądź. Na dworze zimno, a ja chętnie podzielę się towarzystwem i czymś ciepłym – zaprosił go starszy mężczyzna.

Po chwili wahania chłopiec podszedł do stolika, usiadł na krawędzi krzesła, chowając ręce w rękawach płaszcza.

– Jak masz na imię? – zapytał pan Sergiusz.

– Alek – odpowiedział chłopiec cicho.

– A ja jestem Sergiusz. Bardzo mi miło, Alek.

Ich dłonie spotkały się w uścisku. Ręce chłopca były zimne jak lód.

Pan Sergiusz zamówił dla niego gorącą zupę i kanapkę. Alek próbował protestować, ale nauczyciel uciszył go gestem.

– To tylko drobnostka. A zresztą, rozmowy z młodymi ludźmi są zawsze przyjemnością – dodał z uśmiechem.

Kiedy jedzenie pojawiło się na stole, Alek jadł powoli, jakby niepewnie. Z każdym kęsem jego twarz jaśniała, a na końcu zaczął opowiadać o swojej mamie, która pracowała na dwa etaty, o samotnych popołudniach, o tym, jak często brakowało ciepłych obiadów.

Pan Sergiusz słuchał uważnie.

– Jesteś bardzo dzielny – powiedział cicho. – Przypominasz mi niektórych moich uczniów. Mieli wielki potencjał, ale potrzebowali po prostu trochę wsparcia.

Alek spuścił wzrok, a na jego twarzy zagościł smutek.

– Nie wiem, czy jestem taki wyjątkowy – wymamrotał.

– Każdy ma w sobie coś wartościowego – odpowiedział pan Sergiusz. – I pamiętaj jedno: jeśli kiedyś będziesz miał możliwość, by komuś pomóc, rób to. Przekaż dobro dalej.

Alek nie odpowiedział, ale jego głowa kiwnęła w milczeniu.

Siedem lat później

Zima ponownie otuliła miasto chłodnym kocem. Pan Sergiusz siedział w swoim małym mieszkaniu pełnym książek i wspomnień, owinięty w koc. Czas zrobił swoje – poruszał się powoli, a w jego życiu coraz częściej pojawiały się chwile zasypiania z kubkiem herbaty w ręku. Jego świat zmniejszył się, ale czuł się bezpieczny.

I wtedy – stukanie do drzwi.

Z trudem wstał i otworzył. Przed nim stał młody mężczyzna, elegancko ubrany, z uśmiechem na twarzy i koszem pełnym jedzenia oraz ciepłych ubrań.

– Dzień dobry, panie Sergiuszu – powiedział z uśmiechem. – Nazywam się Aleksy. Siedem lat temu jedliśmy razem zupę. Dziś przyszedłem, by się odwdzięczyć.

Pan Sergiusz nie mógł uwierzyć, przez moment patrzył na młodego mężczyznę. Łzy zaczęły napływać mu do oczu.

Dobro naprawdę wraca. I to nie zawsze od razu, ale zawsze wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy.