— To wszystko twoja wina! — krzyczał Ivan, chodząc nerwowo po kuchni matki. — Gdybyś wtedy pomogła, porozmawiała z nią, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej!
Antonina Siergiejewna milczała, nie przerywając mu ani nie odpowiadając, choć słyszała te słowa już od tygodnia. Ivan zamieszkał u niej, jadł jej posiłki, oczekiwał obsługi i nieustannie narzekał, obwiniając ją za rozpad małżeństwa.
— Pozbawiłaś własne dziecko normalnej rodziny! — wykrzyczał, kopiąc nogą nogę stołu. — I to przez twoje uporczywe upieranie się przy swoim!
— Czy widujesz się z Miszą? — zapytała cicho Antonina, patrząc na syna.
— Jakbym miał na to czas! — oburzył się Ivan. — Po co z nim rozmawiać? On teraz jak dziecko, nic nie rozumie. Porozmawiam, jak zacznie mówić.
— A może wtedy będzie już za późno.
— Nie wywołuj u mnie nerwów — rzucił, opadając na krzesło i zakrywając twarz rękami. — I tak wszystko jest twoją winą, gdybyś nauczyła Lenkę być dobrą żoną, byłoby inaczej!
W kuchni rozległ się głośny huk — to Antonina z takim impetem odłożyła patelnię na kuchenkę, że Ivan aż podskoczył. Matka zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce na piersi.
— Przestań obwiniać wszystkich, Wania — powiedziała cicho, ale z lodowatą stanowczością, która wyprostowała Ivana na krześle.
— Ale ty…
— Milcz — podniosła rękę, uciszając go. — To ja cię urodziłam, wychowałam i wykształciłam. Kochałam cię, troszczyłam się o ciebie i wspierałam. Ale nie mogę żyć twoim życiem.
Ivan zdziwiony mrugnął oczami. Nigdy wcześniej nie słyszał od matki tak twardych słów.
— Jesteś mężczyzną! Nie możesz ciągle oczekiwać, że ktoś rozwiąże twoje problemy za ciebie i unikasz odpowiedzialności — mówiła dalej Antonina. — To ty wybrałeś sobie żonę, nie ja. I to ty zniszczyłeś swoje małżeństwo, nie ja.
— Mamo…
— Za długo milczałam — powiedziała, kiwając głową. — Wiesz, co mnie naprawdę boli? To, że wychowałam cię takim człowiekiem. To moja wina, że nie umiesz brać odpowiedzialności i masz fałszywe wyobrażenia o małżeństwie.
Ivan siedział, przytłoczony mocą słów matki. Wciąż tliła się w nim złość, ale pojawiło się też dziwne uczucie zagubienia.
— Uważasz, że jestem perfekcyjną gospodynią? — zapytała gorzko Antonina. — Wiesz, ile talerzy stłukłam, ucząc się gotować? Ile koszul przypaliłam żelazkiem? Twój ojciec nigdy mnie za to nie ganił. Zawsze pomagał i wspierał.
— Ale zawsze robiłaś wszystko idealnie! — zaprotestował Ivan. — Nie pamiętam, byśmy kiedykolwiek mieli kiepski obiad albo brudny dom!
— Bo widziałeś tylko efekt — westchnęła zmęczona. — Nie widziałeś, jak płakałam ze zmęczenia, gdy w końcu zasypiałeś. Jak twój ojciec wstawał w nocy, bym mogła się wyspać. Jak w niedzielę razem sprzątaliśmy mieszkanie, podczas gdy ty spacerowałeś z babcią.
Ivan milczał, przetwarzając te słowa. To nie pasowało do jego wyobrażeń o rodzinie: matka nie radząca sobie i ojciec pomagający w domu.
— Ale… zawsze mówiłaś, że kobieta powinna być strażniczką domowego ogniska — wymamrotał niepewnie.
— Tak, powinna — skinęła głową Antonina. — Ale mężczyzna powinien być opiekunem i podporą, a nie rozkapryszonym dzieckiem, które trzeba obsługiwać.
Spojrzała na syna z bólem, który wywołał w nim ukłucie sumienia.
— Nawet nie próbowałeś pomóc Lence — powiedziała cicho. — Ona urodziła ci syna, starała się, a ty tylko wymagałeś i krytykowałeś. Jeśli doprowadziłeś do rozwodu, to twoja wina.
Ivan chciał coś odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów. W jego głowie mieszały się pewność siebie, nowa perspektywa na rodzinę i pierwsze od dawna wątpliwości.
— Moja jedyna wina jest taka, że kochałam cię za bardzo — zakończyła Antonina. — Mówisz, że Lenkę rozpieszczono, bo wszystko za nią robiłaś. Ale ja zrobiłam to samo, co jej rodzice — wychowałam człowieka niezdolnego do obowiązków domowych. Teraz czas to naprawić.
Wstała i wskazała na zlew:
— Naczynia na ciebie, tu masz ścierkę i płyn. Zaczniemy terapię pracą. Skoro tu mieszkasz, będziesz sprzątać, prać i gotować za nas oboje.
— Nie umiem — oburzył się Ivan.
— Witaj w prawdziwym życiu.
Ivan myślał, że matka blefuje, ale rano Antonina obudziła go i zażądała śniadania. Wieczorem pytała, gdzie obiad. Na początku próbował wymigać się kanapkami i gotowymi pierogami, ale matka zagroziła:
— Albo zaczniesz gotować porządnie, albo się wyprowadzisz. Lena robiła ci normalny obiad, nawet jeśli nieidealny.
Niefortunnie dla Ivana w pracy zaczęły się kłopoty, pieniędzy było mniej, więc musiał się podporządkować. Potem Antonina przerzuciła na niego obowiązki sprzątania, prania, zakupów i rachunków.
— Pracuję, kiedy mam to wszystko ogarnąć? — zdziwił się.
— My z Lenką dajemy radę, a ty nawet dziecka na rękach nie trzymasz.
Wkrótce Ivan na własnej skórze przekonał się, jak trudne jest prowadzenie nawet tak małej rodziny.
— To jak żonglowanie kilkoma piłkami naraz — powiedział — trzeba ciągle pamiętać o wielu rzeczach.
Najbardziej go przytłaczało, że domowe obowiązki nigdy się nie kończyły. Właśnie skończył sprzątać, a za kilka dni trzeba było to robić znowu. Ugotował wczoraj zupę, a dziś znowu stawał przy garnkach.
— Jak Lenka dawała radę z niemowlakiem na rękach? — zastanawiał się, szorując przypalone warzywa.
Nagle ogarnęło go poczucie winy i wstydu.
— Ona płakała, wiesz — powiedział nagle.
Antonina spojrzała na niego zaskoczona.
— Lena prawie codziennie płakała. Myślałem, że manipuluje, a ona po prostu była zmęczona.
Milczała, dając mu przestrzeń do wyrażenia uczuć.
— Kiedy Misha się urodził, nie spała w nocy i prawie w dzień też. A ja wracałem z pracy i zacząłem krytykować: czemu nie jest posprzątane, czemu obiad niedobry, czemu koszula nieuprana…
Odwrócił się do matki.
— Nie wstałem ani razu w nocy do dziecka, nawet nie chciałem go potrzymać, dopóki nie weźmie prysznica. Ciągle mówiłem, że to kobieca sprawa, ja tylko zarabiam pieniądze.
Ivan mówił coraz szybciej.
— A kiedy składaliśmy papiery rozwodowe, powiedziała: „Przepraszam, że nie potrafiłam być taka jak twoja mama.” — Obrócił się gwałtownie. — A przecież nie wie, jaka naprawdę jesteś, mamo. Znała tylko ten idealny obraz, który ciągle jej malowałem.
Powieki mu zadrżały, zaczesując włosy jak wtedy, gdy był dzieckiem i się denerwował.
— Wiesz, co jest najgorsze? — gorzko się uśmiechnął. — Ona naprawdę się starała. Każdego dnia gotowała coś nowego, szyła zasłony, by było przytulniej. Czytała książki o wychowaniu dzieci. A ja… — zadrżał mu głos — tylko krytykowałem. Jakby miała się zmienić, bo ja tego chciałem.
Antonina powstała i położyła mu delikatnie rękę na ramieniu.
— Kocham ją, mamo — wyszeptał Ivan, a jego głos brzmiał tak bezradnie, że serce matki ścisnęło się ze współczucia. — Kiedy ją poznałem, straciłem głowę. Śmiała się tak radośnie i zawsze mnie słuchała. A potem zacząłem porównywać, wymagać i się złościć… Wszystko sam zniszczyłem.
Nagle objął matkę, chowając twarz w jej ramieniu jak małe dziecko.
— Przepraszam, mamo. Mówiłem głupoty, obwiniałem cię, choć sam tyle zrobiłem złego… Po raz pierwszy zrozumiałem, że to moja wina. Ani ty, ani Lena nie musiałyście dostosowywać się do moich wyobrażeń o idealnej żonie.
Antonina usiadła obok i ujęła jego dłoń.
— Wiesz, synku, najważniejsze w życiu to nie perfekcyjny obiad czy czyste koszule. Liczy się, by obok był człowiek, który jest ci bliski. Byście tworzyli drużynę, a nie więzienie i strażnika.
Ivan skinął głową.
— Możesz wszystko naprawić, jeśli naprawdę tego chcesz. Ale zacznij od siebie, a nie od oczekiwań wobec innych.
— A jeśli będzie już za późno? — zapytał z niepokojem. — Jeśli ona mnie nie wybaczy?
— Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz — delikatnie uściskała jego dłoń Antonina. — Tylko tym razem nie licz, że ktoś zrobi to za ciebie.
Ivan głęboko westchnął i wyprostował się.
— Chcę odzyskać rodzinę, mamo. I… spróbuję naprawdę się zmienić. Muszę się do tego przygotować.
— Przygotować się? — zdziwiła się Antonina.
— Mam plan — słabo się uśmiechnął. — Muszę pokazać, że się zmieniłem.
Gdy Lena zobaczyła niemal byłego męża na progu, była zdziwiona. A gdy dostrzegła, co trzyma w rękach, aż się zdumiała.
— Przyszedłem przeprosić — wyjaśnił Ivan. — Posłuchaj mnie, proszę. A to jest dla ciebie na znak pojednania.
Podał Lenie torbę z domowymi pierogami.
— Po co mi pierogi twojej matki? Chcesz mi pokazać, jaka ona jest świetna w kuchni? — zmarszczyła brwi Lena.
— To nie jej, zrobiłem je sam.
— Ty?!
Zaskoczona, pozwoliła mu wejść.
— Przepraszam — zaczął Ivan. — Zachowywałem się jak arogancki dureń, oderwany od rzeczywistości. W tym czasie zrozumiałem, ile siły wkładałaś w dom i naszą rodzinę, jak ciężko ci było.
— Jak ci się to udało? — zapytała niedowierzająco.
— Mama wymusiła to terapią pracą — zaśmiał się. — Zasłużyłem na to. Musiałem zetknąć się z rzeczywistością, żeby docenić, ile wysiłku kosztowało cię utrzymanie naszej rodziny na powierzchni. Jestem pod wrażeniem i pełen szacunku dla twojej siły. Jesteś wspaniałą żoną i matką, a ja niewdzięcznym idiotą, który rozbił naszą rodzinę. Ale mam nadzieję… jeśli to możliwe…
Ivan zawahał się, ale w końcu dodał:
— Daj mi drugą szansę.
Lena spojrzała na niego uważnie. Zauważyła, że się zmienił. Wyglądał na poruszonego i jakby mu zależało. W ostatnich tygodniach patrzył na nią i na Miszę jak na coś obojętnego, a teraz jego spojrzenie było pełne zainteresowania.
— Nie wiem, Wania — powiedziała niepewnie. — Boję się, że znów będzie tak jak dawniej.
— Nie będzie, obiecuję!
Lena nie zdążyła odpowiedzieć, bo Mały zaczął płakać i domagać się przytulenia. Chciała podnieść syna, ale Ivan poprosił:
— Pozwól, że ja. A ty spróbuj pierogów — nie bez dumy powiedział.
Kiedy Lena jadła przygotowane przez niego jedzenie, obserwowała, jak nieporadnie, ale z czułością trzyma syna i coś mu szepcze. Mimo że w duchu żegnała się z tym małżeństwem, pojawiła się myśl — a może uda im się wszystko odbudować?
— Jak pierogi? — zapytał Ivan.
Były lekko przypalone od spodu, a farsz przesolony, ale Lena odpowiedziała:
— Boskie.
Antonina Siergiejewna przewróciła stronę w książce kucharskiej i uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak Ivan przychodził do niej, by nauczyć się gotować. Stał przy kuchence, krzywił się zabawnie, próbując ocenić, czy zupa jest wystarczająco słona, i zapisywał przepisy swoim nieczytelnym charakterem pisma.
— Nie wiesz, jak to dziwnie wygląda, mamo — mówił, nieporadnie krojąc warzywa. — Całe życie myślałem, że prowadzenie domu to sprawa kobiety. A to po prostu umiejętności, których można się nauczyć.
Dzwonek telefonu wyrwał Antoninę z myśli. Na wyświetlaczu pojawiło się imię syna.
— Halo, Wania, co się stało? — w jej głosie niepostrzeżenie zabrzmiała troska.
— Mamo — głos był podekscytowany i szczęśliwy — nie uwierzysz! Misza dziś zrobił pierwsze kroki! Poszedł prosto do mnie!
— Naprawdę? — Antonina rozpromieniła się. — A Lena widziała?
— Tak, razem to oglądaliśmy — w tle rozbrzmiał radosny śmiech Leny. — Właśnie gotowaliśmy obiad. No, właściwie ja gotowałem, a on mi pomagał.
— Co przygotowaliście? — Antonina usiadła wygodnie, ciesząc się rozmową.
— Twoje słynne pulpeciki — odpowiedział dumnie Ivan. — Trochę improwizowałem, ale Lena powiedziała, że wyszło pysznie.
Antonina zamknęła oczy, wyobrażając sobie tę scenę: syna w kuchni, malucha w krzesełku i uśmiechniętą Lenę. Prawdziwa rodzina.
Początki były trudne. Ivan opowiadał, jak ciężko mu było przepraszać, jak Lena patrzyła na niego z nieufnością i jak uczyli się rozmawiać ze sobą bez oskarżeń i pretensji, po prostu słuchając się nawzajem.
— Wiesz, mamo — głos Ivana zrobił się poważny — chciałem zapytać… Czy w sobotę jesteś wolna? My z Leną pomyśleliśmy, że może przyjdziesz do nas na obiad? Chciałbym spróbować zrobić pilaw.
— Oczywiście, synku — Antonina poczuła, jak łza stanęła jej w oku. — Z wielką przyjemnością.
— Super! — znów się ożywił Ivan. — No to muszę już iść kąpać Miszę. Lena jest zmęczona, chcę, żeby spokojnie zjadła obiad.
Nawet po pożegnaniu Antonina nadal się uśmiechała. Tak, trochę się wtrąciła, ale była z tego szczęśliwa. „Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło
” — pomyślała.