— Nie przyszedłem, żeby się kłócić. Chcę tylko porozmawiać.
Tania patrzyła na Wadima i z trudem go rozpoznawała.
Kiedyś odszedł do innej, pewny, że wie, co robi. A dziś stał przed nią przygarbiony, jakby ciężar popełnionych błędów zgasił całą jego dumę.
Wymięta kurtka, zgaszone spojrzenie, zarost świadczący o zmęczeniu – wyglądał na człowieka, którego życie nie oszczędzało. W jego oczach nie było już pewności siebie – była tam jedynie niepewność i cicha nadzieja.
— Mów — powiedziała spokojnie, uchylając drzwi, ale nie zapraszając go do środka.
Wadim przeczesał włosy drżącą dłonią, jakby próbował znaleźć odwagę.
— Byłem idiotą, Tania. Zrozumiałem to. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję.
Tania uśmiechnęła się blado – nie złośliwie, a raczej z rezygnacją.
— Co dokładnie zrozumiałeś? — zapytała, krzyżując ręce.
— Że popełniłem błąd. Że byłaś najlepszym, co mnie spotkało. Że porzuciłem rodzinę dla… iluzji.
— Iluzji? — powtórzyła chłodno.
I wtedy zaczęła mówić. O tym, jak ją zostawił z długami i pustymi ścianami. Jak był przekonany, że bez niego sobie nie poradzi. O tym, jak długo czekała na te słowa – a teraz nie czuje już nic.
Wadim próbował prosić. Próbował błagać. Ale było za późno.
— Wrócić? — zapytała. — Do czego? Do wspomnień, które bolą?
— Ja cię kochałem… — szepnął.
— Kochałeś — przytaknęła. — A ja cię przeżyłam.
I zamknęła przed nim drzwi.
W kuchni wstawiła wodę na herbatę. Spojrzała w okno – w odbiciu zobaczyła kobietę, która przetrwała wszystko. Silną. Spokojną. Gotową na nowe.
Syn wybiegł z pokoju:
— Mamo, kto to był?
— Ktoś, kto kiedyś był ważny. Ale już nie jest — odparła z uśmiechem.
I ruszyli dalej. Ku życiu, które już nie miało miejsca na przeszłość.